Chuck Schuldiner po nagraniu "Symbolic" nosił się z zamiarem stworzenia drugiego zespołu, z którym grałby muzykę lżejszą i przystępniejszą aniżeli ta, którą grał w Death, a sam zająłby się jedynie grą na gitarze - wokal miałby powierzyć komuś innemu. Los chciał, że po drodze nagrał jeszcze jeden album pod szyldem Death ("The Sound Of Perseverance").
Mając problem ze skompletowaniem składu na Control Denied - gdyż taką
nazwę otrzymał nowy zespół Schuldinera, zwerbował Christy'ego i Hamma,
którzy grali na "The Sound Of Perseverance", gitarę basową objął stary
znajomy Steve DiGiorgio, a za wokalem stanął nieznany dotąd Tim Aymar.
Ciekawostką jest, że Warrel Dane odrzucił ofertę Schuldinera, aby
śpiewać w Control Denied, gdyż w tym samym czasie Nevermore nagrywał
"Dreaming Neon Black".W takim oto składzie zespół przystąpił do pracy i nagrał jeden z najbardziej kontrowersyjnych albumów w historii metalu. Wszyscy bowiem wiemy, że Death grało muzykę najwyższej próby. Tym razem Schuldiner nagrał album progmetalowy, gdzie słychać zarówno echa Death jak i modnego ostatnio power metalu. Muzyka jest bardzo przystępna, pomimo mnóstwa fajerwerków technicznych, pięknych przestrzennych solówek, fajnych, ciętych, pomysłowych riffów, wszędobylskiego, zwariowanego basu... Nawet fakt, że niektóre momenty zahaczają o cięższy power metal nie jest specjalnie frapujące - co więcej każdy utwór jest inny i leży pod nim jakiś ciekawy pomysł. Nad albumem unosi się bardzo mroczny, smutny nastrój, jakby zwiastujący nieszczęście Chucka. Również teksty są pełne żalu, bólu, walki z przeciwnościami losu, osamotnieniu jednostki i jej bezsilności wobeć biurokratyzmu, formalizmu i obojętności.
Są jednak pewne rzeczy, które mnie irytują w tym albumie. Pierwszą i najpoważniejszą jest wokal Tim Aymera, który dla mnie jest po prostu nieudaną próbą kopiowania Warrela Dane'a z Nevermore. O ile w niskich rejestrach brzmi on dobrze, o tyle w wysokich, jego głos przeradza się w nieopanowany wrzask... mnie to się nie podoba, tym bardziej, że nie zawsze się on idealnie komponuje z muzyką... Drugą rzeczą, która mnie rozczarowała odrobinę, to gra Richarda Christy'ego. Choć jest fenomenalnym perkusistą, to jego gra na tym albumie mogłaby, a nawet powinna być bardziej urozmaicona! Kilkakrotnie jest tak, że jedno przejście powtarzane jest przez kilkanaściie sekund, raz po raz! Kolejna rzecz - przed każdą solówką następuje zwolnienie, tworzenie "głębi" na siłę! To jest schematyzm. Poza tym solówka w "Breaking The Broken" choć dobra, to brzmi jak wymuszona.
Pomimo tego, że czepiam się pewnych rzeczy, muszę powiedzieć, że jest to bardzo dobry album, świetnie wyprodukowany - może jest to najlepsze brzmienie jakie słyszałem! Jednak gdybym miał porównać Control Denied do Spiral Architect (w końcu obywda zespoły grają bardzo popisowo i "luźno"), to Control Denied jest jednak bardziej zachowawcze w formie. Ośmielę się stwierdzić, że Schuldiner mógł nieco odważniej posunąć się ze swoimi pomysłami, pokazać większą różnorodność, a sądzę że stać go było na to... Tak się jednak złożyło, że otrzymaliśmy bardzo smutny, dobrze skomponowany, świetnie zagrany progmetal, któremu brakuje jednak tego "czegoś" co czyni albumy doskonałymi...
Wydawca: Nuclear Blast Records (1999)
Harlequin : Ja żeby wgryżć sie w "Symbols..." potrzebowałem na serio z 30 prze...
KostucH : Yo, Necrofagasy kopia i to równo po jajach majac to swoje epitafium na czubk...
Harlequin : No, a teraz posłuchaj tego z dobre 20 razy W SKUPIENIU ! (inaczej przejdzie o...