Czasem mam to niewdzięczne zajęcie, że muszę posłuchać czegoś co mi się nie podoba. Tak też jest właśnie z "Metallic Warfare" - płyta nieznanego mi niemieckiego zespołu Blooddawn.
Formacja prezentuje bardzo prymitywny black/thrash będący czymś na
pograniczu wczesnego Bathory i wczesnego Kreatora, tylko że chyba materiał Blooddawn jest jeszcze bardziej prymitywny. Zacznę od tego, że płyta ma płaskie
brzmienie, gitarom brak mocy, a werbel brzmi jak plastikowe pudełko.
Jednostajne, żywe tempo i totalny brak pomysłów i urozmaicenia to
najlepsze słowa mogące określić tą płytę. Poziom instrumentalny nie
zachwyca, a poszczególne partie są mało selektywne. Wokalista także ma
problemy z growlingiem a la Jaff Walker, gdyż wyraźnie ucina słowa w
połowie.Blooddawn musi jeszcze trochę poćwiczyć, aby zaistnieć na scenie. Do takiego Bloodthirst, w kierunku którego biegną trochę skojarzenia, jest bardzo daleko, gdyż tutaj brakuje wszystkiego co powinna mieć płyta utrzymana w tej konwencji.
Tracklista:
01. Bitching Metal
02. Heavy Metal Fuck
03. Metallic Studs
04. Perished In Fire
05. St. Pölten-Open All Night
06. Inverted
07. Pagan Storms Unleashed by Odin's Frostdick
08. We'll Prevail
09. Club d'Amour
10. Puke
11. Farewell To Sanity
Wydawca: Mad Lion Records (2007)