Choć ciężko by było jednoznacznie stwierdzić, że „Technical Ecstasy” i „Never Say Die!” to słabe płyty, to chyba każdy fan Black Sabbath przyzna, że to jednak nie było to. Zespół, którym zaczęły rządzić alkohol i narkotyki nie potrafił już stworzyć dzieł tak porywających jak w pierwszym, złotym okresie swojej działalności i w tym momencie bardzo przydało się przełamanie. Nie będący już nawet w stanie wypełniać obowiązków wokalisty Ozzy Osbourne odchodzi zostawiając wakat na stanowisku. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności współpracę z Rainbow kończy właśnie Ronnie James Dio, a jego przyjście do Black Sabbath to najlepsza rzecz jaka temu zespołowi mogła się w tym momencie przydarzyć.
W tej sytuacji znakomicie odnalazł się też Tony Iommi wraz z kolegami. Przemierzanie wytartej ścieżki, próba zjadania własnego ogona, powtarzania tego co już było, byłoby skazane na niechybną klęskę. Na szczęście zespół to rozumiał i poszedł zupełnie inną drogą, znakomicie wykorzystując styl i możliwości nowego wokalisty. Dlatego „Heaven And Hell” to zupełny powiew świeżości, eksplozja rock and rolla. Black Sabbath zrzucił pancerz ciemności i ponurości, promieniejąc blaskiem górnolotnych hitów. Dio nadał im nowego tchnienia, a oni poszli za nim jak w ogień, tworząc piosenki, w których wznoszą się na wyżyny. „Neon Knights” po prostu porywa od pierwszej nutki. Przebój total pod każdym względem. Żywe gitary, świetne melodie, znakomita część solówkowa, no i ten śpiew: „Bloody angels fast descending, moving on a never bending light.” To jest maks: „Again and again…”
Tak samo dobry jest „Lady Evil”, drugi mega hicior z tej płyty. Skoczny basik rozpoczyna tą ucztę, a taki rytmiczny ton pozostaje już do końca, rozwijając się w niesamowity refren: „Lady evil, evil. She’s a magical, mistical woman…” To takie perełki, ale pośród innych klejnotów, bo i w pozostałych utworach nie brak wrażeń i emocji. Rewelacyjny jest „Wishing Well”, a także „Heaven And Hell” oraz „Die Young”, w których nie brak też tej epickiej podniosłości, która jest drugą cechą charakterystyczną tej płyty.
Ronnie Dio nadał tej płycie bajkowości. Jego teksty są bardzo górnolotne, emocjonalne, ale i fantastyczne, marzycielskie. Sztandarowym wyznacznikiem tego jest wzruszający „Children Of The Sea”: „In the misty morning on the edge of time…” Już sam początek ustawia nas na krawędzi świata i wspaniale niesie po nieboskłonie: „We sailed across the air before we learned to fly”. Cudowny numer, podobnie jak „Lonley Is The World”, który zaczyna się tak samo homerycko: „It’s a long way to nowhere and I’m leaving very soon…” To jest to niebywałe piękno nowego Black Sabbath, które sączy się łagodnie i miarowo, wciąż jednak błyszcząc i jaśniejąc urokiem. W tych momentach należy też zwrócić uwagę na partie klawiszowe popełnione przez Geoffa Nichollsa, który przy tej okazji po raz pierwszy podjął współpracę z Black Sabbath.
„Heaven And Hell” to płyta wrażliwa, ukazująca różne odczucia duchowości. Potrafi porwać, ale i zmusić do refleksji. A w każdym aspekcie jest doskonała. Muzycznie, kompozytorsko i tekstowo. I jeszcze te anioły z bluntami, mistrzostwo świata:)
Tracklista:
1. Neon Knights
2. Children Of The Sea
3. Lady Evil
4. Heaven And Hell
5. Wishing Well
6. Die Young
7. Walk Away
8. Lonely Is The Word
Wydawca: Warner Bros. Records (1980)
Ocena szkolna: 6