Nowy album Renaty Przemyk, zatytułowany "Rzeźba dnia" ukazał się 30 września 2014 roku. Choć już wiele lat temu zamieniła glany na szpilki nadal zdarza jej się występować na festiwalach rockowych i zjednywać znudzoną mainstreamową komercją publiczność. Wielu młodszych czytelników Darkplanet.pl zapoznało się z artystką na festiwalu Castle Party w Bolkowie oraz na festiwalu w Jarocinie. Specjalnie dla czytelników naszego portalu Renata Przemyk udzieliła wywiadu z okazji wydania nowego krążka.
Po kilkuletniej przerwie powracasz z nowym, znakomitym i ogromnie zróżnicowanym albumem "Rzeźba dnia". Czego nowego słuchacze mogą spodziewać się sięgając w sklepie po nowy album?
Wszystkiego dobrego, mam nadzieję, bo płyta jest bardzo różnorodna. Przede wszystkim -nie odczuwam tak dużej przerwy, bo ciągle coś się działo. Cały czas, od ponad pięciu lat, było „Akustik Trio”, występy teatralne i ciągle koncertowaliśmy. To także wpłynęło na przesunięcie czasowe. Płyta powstawała etapami w ciągu dwóch lat. Pomiędzy koncertami umawialiśmy się z Jarkiem Baranem, moim producentem i super zdolnym człowiekiem, na pojedyncze spotkania i realizowaliśmy kolejne etapy. Potem była szansa już po przerwie spojrzeć na piosenki świeżym okiem i zweryfikować czy to jest to, czego naprawdę chcę. Taka praca bardzo mi odpowiadała. Dzięki niej upewniłam się, że na tej płycie uzyskałam dokładnie taki efekt, jakiego chciałam. Jest na niej bardzo duża różnorodność stylistyczna. Stwierdziłam, że nie będę się w żaden sposób ograniczać, jeśli chodzi o środki artystyczne. Płyta powstawała tak jak niosła mnie muzyka i pomysły, jak wyobrażałam sobie wyrazistość tych utworów i jakie pojawiały się brzmienia. Są tam akordeony, wspaniale brzmiąca altówka, akustyczne gitary a obok elektroniczne bity, sample ,loopy. Wszystko to tak ogarnięte, że całe jedenaście piosenek tworzy spójną całość.
„Kłamiesz” to pierwszy singiel i teledysk, promujący nowy album. Ciekawa realizacja i zaskakujące zakończenie. Skąd pomysł na teledysk?
Utwór ten wybraliśmy na singla dlatego, że jest nośny i nieco kontrowersyjny. Opowiada o roli kłamstwa w naszym życiu. W poważnym wymiarze, ale także w tym małym, codziennym, gdzie poprzez relatywizm zatracamy różnice; gdzie nie ma już prawdy, ale jeszcze nie ma kłamstwa i gdzie granica między nimi jest bardzo delikatna. Teledysk opowiada o czteroosobowej rodzinie, w której każdy z jej członków ma swoje sekrety, małe kłamstwa, drugie życie. Rodzina jakich wiele. Myślę, że większość ludzi, których znamy ukrywa jakieś sekrety. Nie zawsze są to tak skomplikowane historie jak w teledysku i nie zawsze trzeba podejmować tak trudne decyzje. Chciałam przybliżyć, jak bardzo komplikuje się życie, kiedy jedne kłamstwa pociągają drugie. W teledysku chciałam otworzyć dodatkowe drzwi do interpretacji. Udało mi się skompletować fantastyczną obsadę. Szczęśliwym trafem jedną z głównych ról zagrała Anna Cieślak, inną - gwiazda Teatru Słowackiego w Krakowie Lidia Bogaczówna. Ojca zagrał dyrektor teatru w Katowicach - Robert Talarczyk, syna Przemek Wyszyński, aktor i nauczyciel. Całość stanowi jedenastoosobowa obsada i wielowątkowy szybko montowany obraz. Jestem nim bardzo podekscytowana i za każdym razem odkrywam w nim coś nowego. Teledysk oprócz tego, że wiernie towarzyszy piosence, to sam w sobie stanowi wartość.
Rzeczywiście bardzo udany utwór i teledysk, a czy poza nim jesteś związana z jakimś utworem z tej płyty?
Jestem związana z cała jedenastką (śmiech). Przyznam, że trudno byłoby mi wybrać jeden utwór. Każdy jest inny i równie mi bliski. Miałam również problem z ułożeniem ich w kolejności. Każda możliwość była dopuszczalna. W końcu zdecydowałam się, żeby zaczynało się od „Czas M” czyli od życia- do śmierci, czyli „Życia bez”. Spodobał mi się pomysł, żeby w przypadku tej płyty powstała składanka, która w innej konfiguracji też zamyka się w spójna całość, ale inną. Każdy mógłby ułożyć utwory w ten sposób, żeby układały się w indywidualną historię. Nie jestem w stanie wybrać z tej płyty utworów mocniejszych i słabszych, bardziej i mniej ulubionych - może z czasem się to jakoś ułoży. Sam wybór singla też był trudny i firma fonograficzna pomogła wybrać właśnie ten utwór, który będzie ściągał największą uwagę. Myślę, że udało im się to znakomicie.
Czy podczas tworzenia nowej płyty i w ogóle podczas tworzenia muzyki zastawiasz się nad tym, kto sięga po twoja muzykę - czy ukierunkowujesz ją pod określonego słuchacza?
Na etapie pisania nie myślę o tym. Jestem ja z moją muzyką i podążam za wizją, która mnie niesie. Pewne rzeczy mi się podobają od razu, pewne odkładam na później. Jestem swoim pierwszym krytykiem i recenzentem. Dopiero, gdy minie ten pierwszy etap i jestem przekonana, że materiał jest dobry i warto go posłuchać, przychodzi moment, żeby dać muzykę słuchaczom i wtedy się zastawiam, kto po nią sięgnie i komu się spodoba. Czasem wydaje mi się, że po tych dwudziestu pięciu latach śpiewania znam już moją publiczność, ale ciągle cos mnie zaskakuje. Nie ma tu określonego przedziału wiekowego. Nie da się określić grupy docelowej, no może poza stopniem wrażliwości. Nie są to ludzie, którzy słuchają muzyki dla zapełniania ciszy. Oni chcą ją przeżywać; na ogół znają teksty, mają swoje ulubione piosenki i przywiązują się do nich. Po koncertach wychodzę do publiczności i spełniam prośby związane z autografiami i zdjęciami. Słyszę historie takie jak: „ja słucham 10 lat”, „ja byłem 20 lat temu pierwszy raz”, „ja jestem każdego roku”. Ludzie przyprowadzają partnerów, dzieci, a teraz nawet wnuki (śmiech). To jest bardzo wzruszające, że powierzają swoim bliskim coś, co jest dla nich ważne, co miało dla nich znaczenie na jakimś etapie życia. Wiem, że mam ogromy kredyt zaufania u słuchaczy. To, że są zainteresowani, i że wypatrują kolejnych piosenek ma dla mnie ogromna wagę i jest bardzo poruszające. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie eksperymentowała i nie wprowadzała zmian. Liczę, że ci, co obdarzyli mnie tym kredytem rozszerzą swoje widełki o te nowości, ale jednocześnie liczę się z tym, że ludzie są związani z tymi istniejącymi piosenkami. Wiem, że z każdą płytą pojawia się jakaś osoba, która mówi, że była dziś pierwszy raz (“przyjaciółka mnie zaprosiła”), ale dołączy teraz do grupy słuchaczy. Są to ludzie w rożnym wieku, ale otwarci na muzykę.
Sam jestem fanem od samego początku, a każde wydanie twojej płyty uważam za jedno z najciekawszych wydarzeń muzycznych w Polsce. W polskich mediach niestety ostatnio króluje muzyka, delikatnie mówiąc, na słabym poziomie. Co się stało z polska muzyką? Dlaczego słuchacze muszą coraz częściej sięgać po muzykę spoza granic naszego kraju?
Nie jest do końca tak, że muszą, bo zawsze sięgaliśmy dość mocno za granicę. Jesteśmy dość kosmopolitycznym narodem. Ciągle mam wrażenie, że nie jest doceniane do końca to, co się w naszej rodzimej muzyce wydarza, a dzieje się sporo dobrego. Nie jestem w stanie śledzić wszystkiego, ale jest dużo znakomitych polskich zespołów w bardzo wielu różnych gatunkach. Dla tych, którzy są bardziej instrumentalni i lubią bardziej oldskulową muzykę znakomite może być to, co robi Ania Rusowicz, także “Mikromusic” z Natalią Grosiak. Podoba mi się Oszibarack - słyszałam, że już jest bez wokalistki, choć zdecydowanie z wokalistką go wolałam. Marysia Peszek dość znana już eksperymentatorka, ale też w doskonały sposób połączyła to, co kontrowersyjne z tym co popularne i dobrze się tego słucha. I jeszcze wielu innych. Jest dużo ciekawej muzyki na swiecie, ale zdecydowanie wart sledzić to co się dzieje na własnym podwórku.
Wielu młodszych czytelników Darkplanet.pl zapoznało się z tobą na festiwalu Castle Party w Bolkowie. Był to wtedy tak zwany występ “alternatywny”. Pamiętasz może ten występ i czy coś szczególnego utkwiło ci w pamięci?
Pamiętam… Nie da się tego zapomnieć (śmiech). Jest parę takich momentów, których się nie zapomina, jak właśnie występ na Castle Party, jak występ na Jarocinie (śmiech). To się wiąże z tak dużymi emocjami i taka aurą niesamowitości, że zapada w pamięć na zawsze. Od pierwszego wrażenia kiedy wjechaliśmy do miasta w strugach deszczu i widzieliśmy grupki ludzi ubranych na czarno, za którymi lały się kałuże czarnej wody (śmiech). Spodziewałam się dużo czerni, ale w swietle dziennym następnego dnia zaskoczyło mnie, że były tam różne kolory i pomieszanie kultur. Widziałam gotycko ubranych ludzi z dredami. Na początku bałam się trochę, że nie będę dość pasować, ale to co się stało na samym koncercie i jak byliśmy niesamowicie przyjęci po prostu mnie zachwyciło. Okazało się, że właśnie trafiliśmy. Graliśmy wtedy z projektem “Alternatiff” - bardziej elektronicznym, gdzie były wybrane piosenki z tych, jakby to powiedzieć, mniej wesołych? (śmiech) I zaaranżowane tak bardziej elektroniczne, przestrzennie z pogłosami. Okazało się, że wpasowaliśmy się idealnie w klimat „zamkowy”. Bardzo ciepło i bardzo miło to wspominam. Miło jest spotykać dziś ludzi, którzy tam byli. Zdarza mi się od czasu do czasu trafić na kogos, kto wspomina: “A ja słyszałem...”, “Ja byłem i widziałem cię, było super”. Ma się poczucie jakbyśmy byli w jakieś takiej elitarnej grupie wtajemniczonych.
Czy często bierzesz udział w festiwalach? Wydaje się, że preferujesz występy solowe?
Preferuję występy solowe, bo zupełnie inaczej buduje się napięcie i nastrój wtedy, kiedy mam około półtorej godziny tylko dla siebie i mogę ułożyć program tak, że mam szansę budować napięcie i nawiązać bliższy kontakt z ludźmi. Lubię to, co się wtedy dzieje z publicznością; kiedy energia wraca spotęgowana. Na festiwalach tego nie ma i trzeba być naprawdę estradowym zwierzęciem, żeby wyjść na te trzy minuty, dać sto procent z siebie; w tych trzech minutach zamknąć to, co się ma najlepszego i dać się zapamiętać. Piosenka też musi być taka, by nie pozostawić widzów obojętnych. Jest to bardzo trudne i stresujące. Ja lubię opowiadać historie a na to trzeba czasu.
Dużo podróżujesz w związku z trasami - czy czujesz się związana z jakimś konkretnym zakątkiem na ziemi czy raczej wolisz zmieniać miejsce zamieszkania?
Mieszkam zdecydowanie w jednym miejscu, w mojej wsi pod Krakowem i to jest zdecydowanie moje miejsce na ziemi, gdzie wracam po podróżach związanych z pracą i po wojażach. Myślę, że dwoistość mojej natury sprzyja pracy, bo z jednej strony uwielbiam podróżować i docierać do ludzi z piosenkami, a potem w momencie, kiedy czuję się tym nasycona mogę wrócić i być domatorką przez jakiś czas. Do chwili aż następuje znów ten moment kiedy czuję, że za długo nasiedziałam się w jednym miejscu.
Trasa koncertowa się zbliża, zobaczymy się niedługo - jakiej Renaty Przemyk możemy spodziewać się na najbliższych koncertach?
Przede wszystkich jeszcze trwa rok jubileuszu dwudziestopięciolecia mojej pracy i będą koncerty związane z jubileuszem właśnie. Odsyłam do mojej strony internetowej renataprzemyk.art.pl i na Facebooku - tam są szczegóły dotyczące koncertów i najświeższe wiadomosci. Niedawno graliśmy w moich rodzinnych stronach w Bielsku Białej, co było chyba najbardziej wzruszające. Będą jeszcze jubileuszowe koncerty w Warszawie, w Katowicach, w Toruniu. Koncerty te związane są ze szczególną oprawą. Bardzo zależało mi, żeby były wyjątkowe. Są specjalnie dobrane utwory ze wszystkich płyt ,również tych najstarszych, specjalnie przygotowane aranżacje, nowa oprawa swietlna i scenografia. I dwa utwory z nowej płyty. Będzie też kilka koncertów premierowych z nowymi piosenkami. Duża trasa związana z "Rzeźbą Dnia" zacznie się na wiosnę.
Czy oprócz tej najnowszej trasy masz już jakieś plany muzyczne na przyszłość bliższą i tę dalszą?
Grać nowe piosenki (śmiech). Musimy je przygotować, odpowiednio opracować. Koncerty ,koncerty i jeszcze raz koncerty. Jestem ogromnie ciekawa jaka będzie reakcja na piosenki z nowej płyty. Bardzo chcę się nimi podzielić.
Dziękujemy i do zobaczenia na koncertach.
I ja dziękuję.