Po drugiej płycie „Art Of Lying” Virgin Snach stał się zespołem na tyle znanym, zapracowanym i koncertującym, że aby nie hamować jego rozwoju, musiał go opuścić Titus. Nie wiem czy początkowo Virgin Snach miał być pewnego rodzaju pobocznym projektem, czy też plany od zarania były szerokie, w każdym razie maszyna tak się rozkręciła i stała się taka marką, że pogodzenie uczestnictwa w jej współtworzeniu z obowiązkami w Acid Drinkers stało się niemożliwe. Tak więc na „In The Name Of Blood” na basie zagrał Anioł z Corruption. Płyta okazała się wyśmienita, a Virgin Snach wypłynął na jeszcze większe wody niż do tej pory.
„In The Name Of Blood” to album mocny, przebojowy i przede wszystkim świetny gitarowo. W każdym numerze gitarzyści dbają o to, żeby było ciężko i z przytupem, a wtóruje im w tym odpowiednia perkusja. Są też bardzo dobre solówki i muzycznie Virgin Snach naprawdę rządzi. W dodatku płyta ma wspaniałe brzmienie. Każdy instrument, każdy bęben, słychać wprost idealnie i delektowanie się tak wypieszczonymi dźwiękami to prawdziwa przyjemność.
Wszystkiego dopełnia doskonały wokal. Zielony ma swoje dwa podstawowe sposoby śpiewania. Jeden to ryczący, zdarty growling, a drugi czysty i bardziej melodyjny. Oba wychodzą wyśmienicie i uważam, że jest on bardzo dobrym wokalistą. Jego teksty traktują o skorumpowanych, zakłamanych i wysysających co się da z ludzi politykach, którzy pod pretekstem oklepanych frazesów budują swoje próżne kariery. Cała okładka i wewnętrzna książeczka upstrzona jest powykrzywianymi w spazmatycznych grymasach fałszywymi piewcami moralności. „IV – Vote Of No Confidence” odnosi się wprost do braku zaufania do tak zwanej IV Rzeczpospolitej, czyli sztandarowego projektu ówczesnych rządzących. Tutaj zdecydowanie podpisuje się rękami, nogami i czym jeszcze się da. Oby nigdy już nie wróciło.
Ważne jest również to, że na „In The Name Of Blood” znajdują cię całkiem hiciarskie kawałki, co dopełnia obrazu bardzo udanej całości. Prym wiodą tu chyba drugi „Purge My Stain!” i trzeci „Breed To Kill”. Bardzo charakterystycznym numerem z miażdżącym refrenem jest też pozycja tytułowa. To jednak nie wszystko bo i pierwszy „State Of Fear” i ostatni „Devoted Loyalty” i w ogóle cała płyta nie cierpią na brak chwytliwości.
Mamy tu też coś odmiennego w postaci ballady. Tak to chyba można nazwać, a chodzi o przedostatni „You-Know-Where”. Cóż, uczciwie muszę przyznać, że jest to dobry numer i pod względem śpiewu i gitar, ale ja tam zawsze jestem przeciwko takim niespodziankom. Jak w trakcie zajebistej płyty nagle słyszę takie delikatnie rzępolące gitarki i nostalgiczne śpiewanie to od razu mnie to wkurwia. No, ale pewnie są i tacy, którym się to podoba. Całe szczęscie, że się to trochę rozkręca i w sumie ma ciekawą linię melodyczną. Dlatego nie obniżam noty za balladę tylko skupiam się na docenieniu tej bardzo dobrej płyty polskiego thrash metalu.
Tracklista:
01. State Of Fear
02. Purge My Stain!
03. Bred To Kill
04. IV - Vote Of No Confidence
05. In The Name Of Blood
06. Omniscientia
07. Diminished Responsibility
08. You-Know-Where
09. Devoted Loyalty
Wydawca: Mystic Production (2006)
Ocena szkolna: 5