Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Shining - One One One

Shining, One One One

Wybaczyć można wszystko. Każdy człowiek to potrafi, bo od tego jest człowiekiem aby wybaczać drugiemu nawet największe podłości. To nie jest zdolność zarezerwowana wyłącznie dla Chrześcijan. Prawdziwe wybaczanie to usługa all inclusive, która wcale nie musi oznaczać pojednania. Nie jest przecież metodą lepienia zamków z piasku. To raczej terapia duszy pokrzywdzonego człowieka, będąca jednocześnie najbardziej doniosłą formą komunikacji z oprawcą. Zatem jeśli wybaczyć można wszystko to niczego też nie można zapomnieć. Na krawędzi skrzywdzonego umysłu odnalazła się twórczość norweskiego Shining zawarta na banalnie zatytułowanym albumie „One One One”.

Na tytule banały się zamykają, ponieważ Jørgen Munkeby i jego świta rebeliantów blackjazzowych opowiedziała dziewięć historii o wybaczaniu i niezapominaniu. Niepokojąco też zwróciła uwagę, że pod tym względem człowiek zaczyna ustępować maszynie. Jeśli bowiem w bezdusznym układzie scalonym wytwarza się pewne schematy funkcjonowania w społeczeństwie to człowiek zaczyna podążać wbrew nim. Zapomina również o najgłębszym sensie życia, o którym maszyna nigdy nie zapomni, bo przecież w taki sposób została zaprogramowana. Czy zatem zawartość „One One One” dyskredytuje mechanizmy wybaczania i niezapominania leżące u podstaw istoty ludzkiej? Nie, ale ogłasza alarm dla rozpadającej się ludzkości. Takiej, w której sens wybaczania przestaje cokolwiek znaczyć, a pamięć zamienia się w niepamięć. Zaczyna przypominać fast fooda. Nie ma zatem przypadku, że muzycy Shining opowiadają o podziurawionej duszy. Obawiają się wręcz, że nawet antychryst zastanowi się dwukrotnie czy warto przenikać do społeczeństwa, które samo uderza w podstawy swojego funkcjonowania. Wybaczenie i niepamięć to towar, który można dostać z największą łatwością. Nie trzeba nawet za niego płacić. Wystarczy uzbroić się w hipokryzję, ewentualnie wypracować w sobie mechanizmy pozorowania siebie na bezduszną maszynę. Na „One One One” maszyny okazują się bardziej wartościowe od ludzi. Natomiast ludzie osiągają stan pierwszych prymitywnych maszyn.

Podążając pomiędzy historiami zaoferowanymi przez Shining w 2013 roku wcale nie zauważyłem optymistycznej puenty. Przesłaniu tego albumu happy end nie grozi. Norwescy muzycy zasugerowali by nie liczyć na łaskawość czasu będącego wrogiem ludzkości, poddali pod wątpliwość umiejętność ludzi do naprawiania wyrządzonych przez nich niegodziwości, obnażyli ich wstyd niczym przed pierwszymi ludźmi uczynił to wąż w Edenie, wreszcie w wymownej metaforze zaproponowali aby niebo pomalować na czarno. W ciemnościach zatem należy pozostać w samej muzyce, jazzowej wariacji na temat metalu, a może metalowej wariacji na temat jazzu? Obie odpowiedzi będą zawierały prawdę, ponieważ twórczość Shining przecież wywodzi się z jazzu. Na przestrzeni lat w drodze własnych wyborów Jørgen Munkeby poprowadził zespół do metalowego ekstremum. Tę formę muzyki można było poznać na poprzednich nagraniach zespołu, a „One One One” stanowi jej logiczną kontynuację. Można by upozorować utwory zawarte na omawianym dziele i sprowadzić je do konwencji heavy metalu romansującego z ekstremą death i black metalową. Szybkości i ciężaru bowiem na „One One One” nie zabrakło! Tyle, że o tożsamości muzycznej Shining decyduje też jej geneza. Saksofon Munkeby’ego w poszczególnych utworach spełnił taką rolę jaką riffy i solówki gitarowe pełnią w klasycznych utworach heavy metalowych. A może nawet więcej? Nie ma problemu na tym dziele by w partiach saksofonowych otworzyć utwór, poprowadzić wiodącą jego część albo zamknąć pozostawiając słuchacza na zgliszczach wyobrażeń o metalu. To pełna paleta możliwości lidera Shining. To trwały element twórczości tego zespołu.

Byłoby pewną niesprawiedliwością umniejszanie zasług w budowę tego dzieła po stronie perkusisty Torsteina Lofthusa, basisty Tore Egila Krekena i gitarzysty Håkona Sagena, ale role na „One One One” zostały wyraźne napisane. Wymieniona trójka muzyków to budowniczowie dzieła, a Munkeby jest jego wirtuozem. Zostawił w nim najciemniejsze zakamarki swojego charakteru. W ten sposób zestaw klasycznych rockowych instrumentów wzbogacony o saksofon i wściekłe wokale Munkeby’ego tworzą muzykę trudną, schizofreniczną i depresyjną, niekiedy nawet buntowniczą na punkowy sposób. Ilustrującą zatem nutami rzeczywistość wyrażoną w słowach. Pewną formę podpowiedzi do uchwycenia clou tego dzieła na płaszczyźnie lirycznej i muzycznej stanowi oprawa graficzna „One One One”. Każdemu spośród dziewięciu utworów towarzyszy graficzny symbol, który począwszy od singlowego „I Won’t Forget” ulega stopniowemu rozpadowi do tego stopnia, że przy zamknięciu albumu w „Pain The Sky Black” widać zaledwie jego fragmenty. Symbol „One One One” rozpadł się w drzazgi. Uległ chemicznemu rozkładowi na pierwiastki. W podobny sposób rozpadają się cechy człowieczej koegzystencji. Również muzykę Shining z każdym utworem coraz trudniej sprowadzić do jakiegoś klasyfikacyjnego mianownika. Ten album to wyzwanie dla wrażliwości słuchacza.

Gdyby przyjąć nomenklaturę Beatlesów i Metalliki moglibyśmy powiedzieć, że Norwegowie nagrali pomarańczowy album, zaś gdyby sięgnąć bruku uzasadnione byłoby stwierdzenie iż spod instrumentów Shining wyszedł album oczojebny. Grafiki autorstwa Trine nie sposób pominąć na sklepowych półkach. Szczególnie w głębokich ciemnościach, które przecież odzwierciedlają klimat muzyczny i liryczny zawarty na „One One One”. W każdym razie mam wrażenie, że nawet gdyby grafika albumu nie rzucała się w oczy to niewiele osób miałoby problem z odnalezieniem tego albumu. To rzecz nie tylko dla umysłów pozostających na krawędzi szaleństwa, ale również bardzo sprawna cenzurka dewaluacji społecznych wartości.

------

O przesłaniu: "[...] nawet antychryst zastanowi się dwukrotnie czy warto przenikać do społeczeństwa, które samo uderza w podstawy swojego funkcjonowania"

O muzyce: "[...] muzykę Shining z każdym utworem coraz trudniej sprowadzić do jakiegoś klasyfikacyjnego mianownika. Ten album to wyzwanie dla wrażliwości słuchacza"

Tracklista: I Won't Forget, The One Inside, My Dying Drive, Off The Hook, Blackjazz Rebels, How Your Story Ends, The Hurting Game, Walk Away, Paint The Sky Black

Wydawca: Universal/Indie Recordings

Komentarze
Moravcik : Hm, to ciekawa historia. Przyznam, że jestem zdumiony i poszukam coś w...
oki : chyba nie do końca wina organizatorów, bo byli anonsowania wraz z The...
Moravcik : Wydaje mi się, że to nie pierwszy zespół, który ominął nasz kra...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły