Nie wiem jak to się stało, że krakowski Redemptor nie jest w zasadzie w ogóle znany w kraju. Formacja istnieje od 2001 roku, ale pierwszą i jak dotąd jedyną płytę datuje się na rok 2005. "None Pointless Balance" nie miało ostatecznie należytej promocji, nie wiem do dziś kto był wydawcą (prawdopodobnie zespół sam publikował to wydawnictwo) i, z tego co wiem, płyta ma się ukazać ponownie (tym razem chyba przez jakąś wytwórnię) w 2007 roku, a i na ten temat nie znalazłem potwierdzenia. Tak czy owak - zmuszony byłem do zdobycia albumu w inny sposób, bo muzyka, którą nagrał Redemptor to klasa światowa.
Techniczny death metal - to powinno mówić wszystko. To jednak co odróżnia krakowian od konkurencji, to ogromna łatwość tworzenia chwytliwych, bardzo harmonicznych riffów, a zarazem techniczność na poziomie przyswajalności. Na płycie znalazło się siedem utworów trwających w sumie 43 minuty.Muzyka została osadzona w dość nowoczesnej scenerii, gdzie mamy mocne, cięte, selektywne riffy, growling w stylu Saurona z Decapitated oraz krystaliczne brzmienie. Ale to warstwa instrumentalna jest tym, co interesuje nas najbardziej. Praca sekcji jest dobra, choć do elity gatunku jeszcze brakuje.
Zabijają natomiast gitary - jakość riffów i jeszcze lepsza jakość solówek czynią ten album poniekąd wyjątkowym. Zaryzykuję stwierdzeniem, że Daniel Kesler - wokalista i gitarzysta grupy posiada nie mniejszy talent niż Jacek Hiro, a nawet jestem skłonny stwierdzić, że ma o wiele lepsze poczucie melodii i emocji. Już dawno w death metalu nie słyszałem takiej dramaturgii w partiach gitar. Tutaj mamy ewidentny ukłon w stronę twórczości Chucka Schuldinera, zwłaszcza fascynacja dwoma ostatnimi albumami Death jest bardzo widoczna. Czasem grupa zapędza się w rąbankę w stylu Cannibal Corpse, ale muszę przyznać, że stanowi to dobre urozmaicenie od ambitnych dźwięków, które tu dominują.
Jeśli chodzi o same kompozycje, to są one dopracowane w każdym calu. Mnóstwo motywów zapada w pamięć, utwory mają sporą dawkę czasu i ciężko jest powiedzieć, że formacja gra w kółko to samo czy drepcze w miejscu. Jedynym momentem na płycie, który mi się nie podoba to zakończenie "Claw The Greed", gdzie growlowany bulgot ściera się z komicznie brzmiącymi krzykami - ten fragment grupa mogła sobie darować.
Mam nadzieję, że w końcu jakaś wytwórnia dokopie się do tego materiału albo sam zespół zadba o porządnego wydawcę. Szkoda, aby taka perełka przepadła na rynku. Podobno grupa nagrywa nowy materiał, liczę więc nie tylko na jeszcze wyższy poziom, ale i na odpowiednią kampanię promocyjną. Szczerze dopinguję chłopakom.
Tracklista:
01. Whispering Balance
02. Return of Kermes
03. Spleen
04. Claw The Greed
05. Glazed Heart of Fire
06. Radial Vestiges
07. Shapeless Lifeform
Wydawca: nieznany (2005)
Ignor : Jasny gwint :) ja nie wiem jak oni wydawcy jescze nie znalezli :? http:...
Harlequin : Kurka, ale masz ucho :)