Obudził ją krzyk. Zwinęła się w kłębek, nakryła szczelniej kołdrą.
Próbowała zasnąć, ale nie było to łatwe. Tak, jak ostatnio, co noc.
Krzyki, wrzaski, kłótnie, odgłosy bójki. Jak długo to jeszcze będzie
trwać? Nie płacze już. Zabrakło jej łez, a może już ją to tak bardzo
nie obchodzi? Przecież skończy się tak jak zawsze. Matka będzie
płakała, a ojciec wyjdzie i wróci za kilka dni. Pewnie znowu pijany jak
bela. Lepiej by było gdyby w ogóle się nie pokazywał.
Krzyki ucichły, trzasnęły drzwi. Słyszy tylko pochlipywanie mamy. Tak, jak co noc poszła do niej do sypialni, położyła się obok i mocno przytuliła rodzicielkę szepcząc uspokajające słowa.
-Cześć. Dlaczego jesteś niewyspana? Pewnie całą noc kułaś na matmę?
Krzyki ucichły, trzasnęły drzwi. Słyszy tylko pochlipywanie mamy. Tak, jak co noc poszła do niej do sypialni, położyła się obok i mocno przytuliła rodzicielkę szepcząc uspokajające słowa.
- Tak... tak. Dosyć długo się uczyłam - skłamała Ula.
Co miała zrobić? Przecież nie powie, że jej rodzice znów przez pół nocy się bili, a potem uspokajała mamę. Nie chciała, aby ktoś wiedział, co dzieje się u niej w domu. Była osobą bardzo zamkniętą w sobie. Nie miała zbyt wiele koleżanek w klasie. Jak dotąd nauka szła jej dobrze, ale, od kiedy ojciec zaczął robić awantury i wracał do domu kompletnie pijany, miała problemy. Łapała same jedynki. Nie umiała już się uczyć. Nie umiała się skupić. Ciągle po głowie chodziła jej jedna myśl: "Czy dzisiaj wróci? Czy znowu będzie bił?". Nienawidziła go. Nie potrafiła sobie z tym poradzić, z bólem serca, poczuciem odrzucenia, osamotnienia. Aby to zagłuszyć robiła sobie nacięcia na rękach i nogach. Ból fizyczny zagłuszał wszystko inne. Problemem okazał się w-f. Nie mogła przez cały rok mówić, że kot ją podrapał, a nie chciała, aby ktoś z klasy wiedział, co się dzieje, dlatego załatwiła sobie całoroczne zwolnienie.
Drugim sposobem na ucieczkę z rzeczywistości były książki i muzyka, której jednak nie mogła słuchać zbyt głośno, aby nie zdenerwować ojca. Lubiła usiąść w najdalszym kącie swojego pokoiku, wziąć do ręki książkę i czytać. Czytać o elfach, czarodziejach, walkach, w których ostateczne zwycięstwo zawsze leży po stronie dobra. Przenosiła się wysoko w góry, do krainy krasnoludów, przemierzała z nimi podziemne kopalnie, pomagała tworzyć budowle, których zwykły człowiek niezdolny byłby wznieść. Razem z elfami strzelała z łuku, biegała po lesie, uczyła się żyć w zgodzie z naturą.
Potem przewracała ostatnią kartkę i znów była w szarej, brutalnej, cuchnącej rzeczywistości. Znów musiała się uczyć wracał lęk przed powrotem ojca.
Dzisiaj nie wrócił. "Nareszcie!" Ucieszyła się. W końcu będzie mogła spokojnie przespać noc.
Ranek. Za oknem śnieg. Strasznie zimno. Obudziła się, wstała, ubrała i poszła napalić w piecu. Wiedziała, że dopóki nie wróci ze szkoły, nikt nie będzie pilnował ognia, dlatego nawrzucała cały piec śmieci, drewna, po czym zasypała to węglem. Potem prysznic, kilka nowych nacięć i szkoła. Bez śniadania. Nigdy w szkole nie jadła. Dzisiaj sprawdzian z biologii. Nic nie umie, znowu dostanie jedynkę. Nie liczyła na pomoc ze strony klasy i nie przejmowała się tym. I tak nikt nie pójdzie na wywiadówkę.
Po drodze spotkała znajomych ze starej szkoły. Namówili ją na wagary. Kiedyś nie zgodziłaby się, ale dzisiaj... Dzisiaj nie miała ochoty iść na zajęcia.
Siedzieli u jednego kolegi w domu. Dziwnie tam było. Mieszkanko dwupokojowe, łazienka, kuchnia. Łyse ściany, tylko łóżko i mały stoliczek z krzesełkami. Poczęstowali ją papierosem. Wzięła. Nigdy wcześniej nie paliła.
- Ula, a może coś mocniejszego?
- Co?
Chłopak wyciągnął woreczek z białym proszkiem.
- Co to jest?
- Coś, po czym będziesz miała niezły odlot.
- Hera?
- Ehh... Tak.
Słyszała już o heroinie. Wszyscy ją przestrzegali, żeby tego nie brała, ale teraz miała to gdzieś. Poza tym zakazany owoc kusi tym bardziej, im więcej się go zakazuje.
- Dobra. Daj spróbuję. Raz się żyje.
- To rozumiem. Podwiń rękaw. A co tu masz za blizny? Cięłaś się?
- Ślady po moim sposobie odstresowania.
- Wiesz... wszyscy tutaj mają takie ślady. Jedni świeższe, inni starsze, ale ciebie nigdy w życiu bym nie podejrzewał, że zaczniesz się ciąć.
- Jakoś tak wyszło.
Rozejrzała się dookoła. Przyszło dosyć dużo ludzi. Uśmiechnięci, szykowali towar.
Grzesiek założył jej opaskę na rękę i mocno zaciągnął. Przygotował strzykawkę. Ula się trzęsła. Nie wiedziała, czy ze strachu, czy z zimna.
- Nie bój się. To będzie prawie jak pobieranie krwi.
- Nienawidzę pobierania krwi.
Uśmiechnął się i już już. Zawirowało jej w głowie. Świat stał się weselszy, wszyscy byli uśmiechnięci, dobrzy szczęśliwi. Problemy zniknęły, nie myślała o nich. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie.
***
Do domu przyszła późnym wieczorem.
- Gdzie byłaś? Dlaczego po szkole nie wróciłaś od razu do domu?
- Spotkałam znajomych ze starej szkoły i połaziliśmy trochę po mieście. A tak w ogóle to, od kiedy interesujesz się, co się ze mną dzieje?
Nie czekała na odpowiedź. Poszła do siebie. Zamknęła drzwi na zasuwę, którą sama zrobiła w obawie przed ojcem. Nie była za mocna, ale jak na razie wystarczała. Włączyła małą lampkę, zapaliła świeczki i kadzidełka. Lubiła ten nastrój.
Wzięła tabletkę, którą dał jej Grzegorz i położyła się na łóżku. Czuła się dobrze, była szczęśliwa.
- Witaj.
Zauważyła wysoką postać. Trzymała w ręce pochodnię. Jej skóra była ciemna, jak heban, a oczy czarne. Kątem oka uchwyciła spiczaste uszy wystające spod długich, również ciemnych włosów.
- Czekałem na Ciebie. Chodź.
Szli przez las pogrążony w mroku. Bała się. Miała wrażenie, że drzewa schylają się, by ją pochwycić. Podbiegła do elfa i czepiła się poły jego płaszcza.
- Nie bój się. Tutaj jesteś bezpieczna, nie musisz się niczego obawiać. Natura jest twoim przyjacielem, sprzymierzeńcem.
Z jego postaci emanował dziwny spokój, który udzielił się dziewczynie. Puściła mężczyznę. W oddali ujrzała światła. Chwilę później weszli na wielką polanę, na której najwyraźniej ucztowano. Grała muzyka, niektóre elfy tańczyły, inne siedziały na trawie, jadły, piły.
- Zapraszamy! Dołącz do nas!
Do Uli podeszła wysoka elfka. Podobnie jak u mężczyzny, jej skóra była hebanowa, a oczy czarne. Zobaczyła, że wszyscy zgromadzeni zwrócili się w jej stronę i śmiali się do niej. Opuścił ją strach. Podeszła do stołu ustawionego na skraju polany. Nie znała tego jedzenia. Nigdy wcześniej nie widziała nic podobnego. Nie potrafiła tego opisać. Ktoś podszedł i podał jej drewniany kubek. Podziękowała i spróbowała. Zakręciło się jej w głowie. Upadłaby, gdyby nie elf, który podszedł i złapał ją w ostatniej chwili. Wyjął jej z dłoni kubek i pociągnął na środek. Muzyka grała. Wszyscy ustawili się w kole i zaczęli tańczyć. Zapewne był to jakiś ich taniec, którego każdy się uczy. Ula, ku swemu zdziwieniu także tańczyła. Nie znała kroków, ale to nogi same ją niosły. Z początku po woli, potem coraz szybciej i szybciej. Ktoś zaczął ją szturchać...
- Obudź się, Ula! Obudź się, musisz iść do szkoły. Jak dobrze, że ta zasuwa nie była zbyt mocna.
Z trudem podniosła powieki. Była w swoim pokoju. Kadzidełka się wypaliły, świeczki i lampkę ktoś zgasił. Spojrzała na mamę.
- To był tylko sen...
***
Nie poszła do szkoły. Nie miała ochoty oglądać nauczycieli, ani tych wszystkich ludzi z klasy. Pojechała do Grzegorza. Chciała znów poczuć się wolna, chciała uciec od problemów. On się tego domyślał i czekał na nią.
- Witam. Wiedziałem, że przyjdziesz.
Uśmiechnęła się, usiadła obok i podwinęła rękaw.
- Na pewno tego chcesz?
- Tak.
- Jak bardzo?
- Bardzo.
- Powiedz to proszę całym zdaniem.
- Grzegorz, proszę cię daj mi działkę. Potrzebuję jej.
Zrobił jak prosiła. Liczyła, że znowu uda jej się spotkać z tajemniczym elfem. Jednak nie tym razem. Dzisiaj było trochę inaczej. Może przez to, że było mniej ludzi. Oprócz nich były tylko dwie osoby, które siedziały w innym pokoju. Heroina jednak działała tak samo. Zniknęły problemy, nie myślała o rodzicach ani o szkole, było jej dobrze, była szczęśliwa, świat znowu wydawał się weselszy, nabrał kolorów. Nic jednak nie trwa wiecznie...
***
Gdy wchodziła do domu usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Zajrzała do pokoju. Byli tam jej rodzice. Kłócili się. Matka w złości rzucała wazonami w ścianę, próbując trafić ojca. Jednak ten, pomimo iż był pijany, unikał ich.
- Czego tu chcesz? Po co wróciłeś? - krzyknęła
- Idź do siebie. To nie twoja sprawa.
- Jak to nie moja? Mieszkam tu i na nieszczęście jestem twoją córką. Brzydzę się tobą wiesz? Twój widok budzi we mnie niepohamowaną wściekłość. Rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę. Staczasz się na dno. Nie jesteś moim ojcem! Słyszysz? Nie jesteś! Mój ojciec umarł. Umarł w momencie, kiedy zostawiłeś mamę dla innej. Młodszej, ładniejszej. Dziwisz się? Tak wiem o tym. Wiem, że masz inną i że ona jest w ciąży. Dla mnie umarłeś, kiedy pierwszy raz poszedłeś z nią do łóżka, kiedy pierwszy raz ją pocałowałeś!
- Ula...
Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo dziewczyna pobiegła do swojego pokoju. Wyciągnęła z szafy torbę i spakowała najpotrzebniejsze rzeczy.
- Co robisz? Gdzie się wybierasz? - w drzwiach stanął ojciec. Chyba trochę już wytrzeźwiał.
- Nie będę tu mieszkać dopóki ty tu przychodzisz.
Próbował ją zatrzymać, ale nie dał rady. Zgrabnie wywinęła się z jego uścisku i wybiegła na deszcz. Wiedziała, gdzie ma iść.
***
- Co ty tu robisz? - Grzegorz nie krył zdziwienia, gdy ujrzał w drzwiach zapłakaną i przemokniętą do suchej nitki Ulę.
- Mo.. mo... mogę u cie... ciebie zostać? Na jakiś czas tylko.
- Pewnie. Wchodź. Przyniosę ci koc i jakieś suche ciuchy. Gdzieś powinny być tu moje ubrania. Nie możesz tak siedzieć cała mokra, przeziębisz się. Torba pewnie też przemokła.
Gdy się przebrała, usiadł obok niej i przygarnął do siebie.
- Uspokój się i nie płacz już. Powiesz mi, co się stało?
Najpierw się wzbraniała, ale w końcu wszystko mu opowiedziała. O tym jak jej ojciec przestał wracać na noc do domu, jak dowiedziała się, że ma inną i że będzie miał z nią dziecko i że go za to nienawidzi. Potem mówiła jak zaczął pić i każdy jego powrót do domu kończył się awanturą. Chłopak przytulił ją mocniej. Czuła się w jego ramionach bezpiecznie. Nie chciała, aby ją puścił.
- Masz może? - zapytała
- Nie, nie mam. Na dzisiaj mi się skończyło. Dopiero jutro będzie dostawa.
- Szkoda. Chciałam zapomnieć. Chociaż na chwilkę.
- Znam inny sposób na zapomnienie. Równie skuteczny i przyjemny.
Spojrzał się jej w oczy. Delikatnie położył na łóżku. Jedna jego ręka zaczęła błądzić po jej ciele, drugą gładził ją po włosach. Pocałował delikatnie.
- Nie Grzegorz, proszę.
- Ciii... Nie powiesz mi, że nie marzyłaś o tym.
- Może. Ale proszę nie... Ja... ja się boję.
- Nie bój się. Wszystko będzie dobrze.
***
Obudziła się. Słońce stało już wysoko na niebie. Chłopak siedział obok i patrzył na nią.
- Witam. Jak samopoczucie?
- Nieźle. Słuchaj, to, co się wczoraj wydarzyło...
- Cii... Nic nie mów. Nie potrzeba żadnych słów. Też tego pragnęłaś.
- Ja tylko... Ja, chciałam ci podziękować. Proszę przytul mnie i nie puszczaj. Przy tobie czuję się taka bezpieczna.
- Chodź tu do mnie. - przytulił ją mocno - Chyba znowu opuściłaś lekcje. Nie wiem, czy ci to na dobre wyjdzie.
- Mam to gdzieś. Nic mnie teraz nie obchodzi. Ważne, że jesteś przy mnie.
- Mhm... Patrz, co mam...
Wyjął torebeczkę z narkotykiem. Na ich twarzach pojawił się uśmiech. Dziewczyna już nie tylko chciała tego, ale coraz mocniej potrzebowała.
Nie wróciła do domu, przestała chodzić do szkoły. Nie przejmowała się tym, że może powtarzać rok. Wiedziała, że kilka razy wzywano jej matkę, ale wątpiła, aby ona się tam pokazała.
Podobało jej się takie życie. Bez rodziców, bez szkoły, bez problemów. Nie zauważyła tylko, kiedy stała się narkomanką. Brała codziennie, bo codziennie Grzegorz przynosił działki. Z mieszkania, opłacanego przez niczego nieświadomych rodziców chłopaka, nie ruszała się praktycznie na krok. Jak już to tylko do sklepiku po coś do jedzenia. Pieniądze także dawali rodzice Grzegorza. Nie potrzebowali ich zbyt dużo, bo praktycznie wcale nie jedli. Dziewczyna nie musiała przejmować się niczym. Była pewna, że dostanie działkę, a ostatnio tylko to się liczyło. Chociaż ostatnio było coraz trudniej. Więcej policji patrolowało miasto. W jakiś sposób dowiedzieli się, gdzie kwitnie handel dragami. Kilka osób wpadło i cały czarny rynek musiał przenieść się w inne miejsce. Nie wiadomo jak długo utrzymają nową miejscówkę.
Pewnego dnia chłopak wrócił do mieszkania bardzo zdenerwowany.
- Patrz! - pokazał kartkę papieru.
Było to zdjęcie Uli, a pod nim informacja o zaginięciu i telefon kontaktowy.
- Co... co to jest? Matka sobie o mnie przypomniała?
- Nie wiem, ale te plakaty wiszą w całym mieście. Musimy się stąd wynosić.
- Spokojnie. Nikt nie wie, że tu jestem, przecież nie ruszam się z domu na krok. No chyba, że idę do sklepu, albo wyrzucić śmieci.
- Nic nie rozumiesz. Reszta naszej starej klasy mówiła mi, że była u nich policja. Przeszukiwali im domy, czy aby przypadkiem nie ukrywają ciebie.
- Ups... No to trzeba się wynosić. Tylko gdzie? Jeśli zostaniemy w mieście to prędzej czy później mnie znajdą. A w innych miastach nie mamy kontaktów.
- Spokojnie. W miasteczku niedaleko mieszkają moi znajomi. Z chęcią nas ukryją, a nikomu nie wpadnie do głowy, żeby nas tam szukać.
Jeszcze tego samego dnia spakowali wszystko, co mieli i co mogło im się przydać i ruszyli w drogę.
***
-Ooo... Patrzcie, kto przyjechał... Grzegorz, kopę lat! Uhm... a kogo tu ze sobą przywiozłeś?
- Cześć Krzysiek. To jest Ula, moja dziewczyna. Słuchaj, potrzebujemy pomocy. Mógłbyś nas przez jakiś czas przechować?
- Zapraszam, zapraszam. U mnie miejsca dostatek. Pewnie jesteście zmęczeni i chcielibyście jeszcze po działce, co?
- No przydałoby się, bo głód już się odzywa. Ula i tak już ledwo stoi.
- Chodźcie.
Chłopak poprowadził ich do domu. Budynek był dosyć duży. Miał dwa piętra i piwnicę. Podobnie jak mieszkanie Grzegorza, był prawie pusty.
- Najpierw pokażę wam wasz pokoik. Skromny, bo skromny, ale wiecie jak jest. Ważne, że jest, na czym spać. Ale już niedługo dom zostanie dobrze wyposażony. Ale o tym później. Proszę.
Pokój był dosyć duży. Puste, białe ściany, na podłodze panele. Całe umeblowanie stanowiło łóżko, stół i trzy krzesła oraz szafka na ubrania.
- Całkiem przyjemnie. Dzięki, Krzysiu. A teraz jakbyś mógł...
- Oczywiście. Chodźcie.
Zeszli do piwnicy.
- O kurde! Nieźle - zachwycił się Grzegorz.
- Może kompociku? - powiedział jego kolega z uśmiechem.
- Widzę, że niezłą fabryczkę tutaj otwarliście.
- Ano wyszło tak jakoś. Dlatego mówiłem, że niedługo urządzimy dom. Produkty dostajemy od znajomych rolników, a chłopaki łażą po miasteczku i sprzedają.
- To jest po prostu raj na ziemi.
- Wracajmy na górę. Zaserwuję wam najlepszy kompot, jaki kiedykolwiek stworzył człowiek.
Uli się spodobało. Nie dość, że miała za darmo dragi, to jeszcze pomagała przy produkcji i ciągnęła z tego pieniądze. Nie zauważyła tylko, kiedy stała się chodzącym trupem. Oczy zapadnięte, spuchnięte, cienie na policzkach, kości prawie przebijające skórę. Nie przejmowała się tym. Dla niej ważne było, że jest z mężczyzną, którego pokochała, że ma swobodny dostęp do najcięższego z narkotyków. Czasem tylko w snach przypominało jej się, jak starsi przestrzegali ją przed tym. W domu i w szkole ciągle mówiło się o narkomanii i narkotykach. Nie zastanawiała się nad tym. Dni mijały jeden podobny do drugiego, a ona niczym innym się nie interesowała.
Pewnego dnia, gdy wróciła z miasta, ostatnio zaczęła także sprzedawać kompot, położyła się od razu spać, bo była bardzo zmęczona.
- Witaj.
Ujrzała znajomą postać. Prawie o tym elfie zapomniała. Tak dawno go nie widziała.
- Cześć. Zastanawiałam się, czy dane nam będzie ponowne spotkanie. Cieszę się, że Cię widzę.
- Ja także. Chciałbym chwilkę z tobą porozmawiać. I coś ci pokazać. Chodź.
Znowu szli przez las pogrążony w mroku. Nie bała się już, bo wiedziała, że jest bezpieczna.
Wyszli na otwartą przestrzeń. Nie była to ta sama polana, na której była wcześniej.
- Co to za miejsce?
- Przypatrz się. Wytęż wzrok.
Powoli zaczęła dostrzegać jakieś kontury.
- Czy my jesteśmy na... cmentarzu?
- Tak.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?
- Ponieważ chcę ci uświadomić, do czego dążysz, żyjąc tak, jak żyjesz.
- Każdy kiedyś umiera.
- Tak, ale, po co to przyśpieszać? Aby potem umierać w męczarniach?
- Ja tego nie przyśpieszam.
- Ależ owszem. Biorąc heroinę. Niszczysz sobie organizm. Niedługo nie będzie zdolny do podtrzymywania najprostszych funkcji życiowych. Poza tym, może tego nie zauważyłaś, ale bierzesz coraz więcej. Normalna działka już ci nie starca. Stopniowo ją zwiększasz. I dalej będziesz to robiła, aż w końcu przedawkujesz. I nic ci nie pomoże. Rzuć to, dopóki nie jest za późno. Jeśli nie chcesz zrobić tego dla mnie, albo dla siebie, to zrób to dla swojej matki, która zamartwia się o ciebie. Nie wie, co się z tobą dzieje.
- Ty nic nie wiesz! Mi podoba się takie życie. Jest mi dobrze, w końcu jestem szczęśliwa i mam przy boku kogoś, kogo kocham.
- Jeszcze przez chwilę. Narkomani nie żyją zbyt długo.
To słowo "narkomani" uderzyło ją w twarz. Wcześniej tak o sobie nie myślała. Nie. Ona nie była narkomanką. Brała, bo to pozwalało jej oderwać się od rzeczywistości.
- Nie jestem narkomanką!
- A kim? Powiedz mi, kim jesteś! Nie lubisz tego określenia, prawda? No to może ćpunka? - elf był zdenerwowany. - Zrozum. Wpadłaś w to świństwo, ale masz szansę. Masz szansę wrócić do normalnego życia. Musisz tylko chcieć. Musisz zrozumieć, że heroina w końcu cię pokona. Twój jedyny ratunek to rzucić to świństwo i jak najszybciej wrócić do domu, do mamy, która powoli traci nadzieję na odnalezienie swego jedynego dziecka. Ojca nie musisz się obawiać. Wyniósł się tego samego dnia, kiedy ty uciekłaś. Weź to - włożył jej do ręki mały woreczek. - Pomyśl o tym, co ci powiedziałem. Zastanów się, czy chcesz jeszcze coś w życiu osiągnąć, czy wolisz skończyć jako kolejny bezimienny narkoman znaleziony w publicznej toalecie.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale elf znikł, a ona stała pośrodku pokoju w domu Krzyśka.
- Znowu mi się coś przyśniło - powiedziała do siebie. Podniosła ręce, aby przetrzeć twarz i zauważyła, że w zaciśniętej pięści trzyma małą sakiewkę. Otworzyła ją. W środku była wyrzeźbiona z drewna figurka, która bardzo przypominała elfa, z którym przed chwilą rozmawiała. Usiadła na łóżku. Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!
- Cześć, Ula. Słuchaj jedziemy do miasta. Jedziesz z nami, czy zostajesz? - była to jedna z lokatorek.
- Zostanę.
- Dobra. To pilnuj piwnicy, żeby nic tam nie wybuchło ok?
- Dobrze.
- Aha. Grzegorz też zostaje, uważaj na niego, ostatnio jest jakiś dziwny.
Ula zdawała się nie słyszeć ostatniego zdania, siedziała wpatrzona w figurkę.
- Hej, Słońce - wszedł Grzegorz.
- Cześć...
- Idę do piwnicy.
- Dobrze...
Ula też ostatnio zauważyła, że Grzegorz jest jakiś dziwny. Mało mówił, często spał w innym pokoju, całymi dniami chodził po mieście.
Dziewczyna postanowiła wyjść na spacer do pobliskiego lasku. Lubiła tam chodzić. Taka cisza i spokój. Chodziła dosyć długo, więc gdy wróciła zdziwiła się, że nikogo jeszcze nie ma. Zaczął dręczyć ją głód. Zeszła do piwnicy. To, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersi. Jej ukochany leżał na podłodze. Podbiegła do niego i zaczęła szturchać. Wyjęła strzykawkę i igłę z żyły, zdjęła opaskę z ramienia.
- Grzegorz... Grzesiu, obudź się. Słyszysz mnie? Obudź się! Nie zostawiaj mnie...
On nie reagował. Zauważyła, że trzyma w zaciśniętej pięści jakąś kartkę. Wyjęła ją z niemałym trudem. Był to list. Zaadresowany do niej. Zaczęła czytać:
Droga Ulu!
Skoro czytasz ten list, to znaczy, ze ja już nie żyje. Przepraszam cie bardzo, ale już nie mogłem wytrzymać. Ten ciągły głód mnie zabijał. Musiałem brać więcej i więcej. I tak za długo już bym nie pociagnął. Przepraszam, ze Cie w to wpakowałem. Mam prośbę do Ciebie. Rzuć to. Idź na odwyk, wróć do mamy. Dla Ciebie nie jest jeszcze za późno. Dasz rade, wierze w Ciebie.
Zawsze kochający
Grzegorz
- Nie... nie... Dlaczego? No, powiedz mi, dlaczego?
Płakała... pierwszy raz od bardzo dawna.
- Skoro ty mogłeś się zabić, to ja też mogę.
- Nie!
Odwróciła się. W drzwiach stał Krzysiek.
- Nie rób tego. Nie ma sensu. Przykro mi z powodu Grzegorza, ale twoja śmierć nic nie zmieni.
- Ale, ja nie mogę bez niego żyć.
- Dasz radę. Musisz tylko uwierzyć w siebie. Przestań brać. Bez tego da się żyć.
- I kto to mówi...
- Ja nie biorę. Produkuję, sprzedaję, ale nie biorę.
- Co...?
- Tak. Jestem tylko zwykłym dilerem.
- Ja nie dam rady z tym skończyć.
- Dasz. Tylko uwierz w siebie. Chodź. Najlepiej rzucić to od razu. Zawiozę cię do Szczecina na odwyk, a potem wrócisz do mamy. Mogłabyś przyjechać tu, ale jest zbyt wielkie niebezpieczeństwo, że zaczniesz na nowo ćpać. Więc jak? Jedziemy? Grzegorzowi i tak już nie pomożesz, a przynajmniej wypełnisz jego ostatnie życzenie.
- No dobra...Zawieź mnie do Szczecina.
- To rozumiem. Odważna dziewczynka.
***
- Dzień dobry.
- Dzień dobry. Co cię do nas sprowadza? - zapytała się kobieta w ośrodku leczenia uzależnień.
- Chciałabym się leczyć. Jestem narkomanką.
Kobieta zmierzyła Ulę wzrokiem.
- Przyszłaś tu z własnej woli, czy pod przymusem? Bo jeśli zmuszono cię, abyś się zgłosiła, to nie za wiele to da.
- Nie. Przyszłam tu sama, z własnej woli.
- Dobrze. Chodź. Byłaś już kiedyś na detoksie?
- Nie.
- A kiedy ostatnio brałaś?
- Dzisiaj rano.
- Aha. Dobrze. Posłuchaj, Odtruwanie to pierwszy, przez niektórych uznawany za najłatwiejszy krok w leczeniu.
- Rozumiem.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Mało osób uzależnionych przychodzi do nas z własnej woli i konsekwencją tego jest to, że potem i tak znowu zaczynają brać. Za to tym, którzy są zdecydowani na leczenie, udaje się wyjść, udaje im się odbić od dna.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Nie chciała nic mówić. Czuła coraz silniejszy głód.
***
Ula dopiero po trzech miesiącach leczenia odważyła się pojechać do mamy. Nie sama. Była z nią osoba z ośrodka - "anioł stróż" pilnujący, aby nie spróbowała czegoś wziąć. Dziewczyna bardzo zżyła się ze swoim opiekunem.
Prawie nie poznała mamy. Bardzo się zestarzała przez te dwa lata. Gdy ujrzała córkę łzy pociekły jej po policzkach.
- Ula...
- Mamo. Przepraszam. Przepraszam, że cię zostawiłam
- Ciiii... Nic nie mów. Ważne, że wróciłaś.
Ula wyszła z ośrodka po ponad rocznym leczeniu. Potem sama prowadziła zajęcia pomagała innym narkomanom. Jej terapia tak naprawdę trwała także poza ośrodkiem, bo narkoman zawsze pozostanie narkomanem.
Wiem, że zakończenie troszkę naiwne, ale śpieszyłam się, bo nie miałam za dużo czasu do oddania i pisałam to w jeden dzień :/
thistle89 : Dobry tekst. Prosto i dobrze opisany. Graruluję.