Co takiego może być w niewielkim miasteczku Halifax, że to właśnie tam narodziły dwie pierwsze i największe legendy gothic/doom metalu? W ślad za Paradise Lost na powierzchnię wypłynął drugi wielki talent, który szybko dołączył do wspomnianych stając się współprekursorem i klasykiem gatunku. Trzeba pamiętać, że My Dying Bride jest zespołem młodszym, swoją pierwszą płytę nagrali w 1992 roku, kiedy Paradise Lost, miał już za sobą pierwszy etap i wydawał właśnie „Shades Of God”. Wcześniej były dwie demówki, ale jakby dla nadgonienia straconego czasu panowie we wspomnianym 1992 roku wypuścili aż dwa oficjalne materiały, najpierw debiutując EPką „Symphoniare Infernus Et Spera Emporium”, a następnie pełnym albumem „As The Flower Withers”.
Choć są tu pewne przetarte już rozwiązania, to My Dying Bride pokazał się jako oryginalny zespół, który umiejętnie odnalazł swój własny styl i wytworzył charakterystyczne dla siebie cechy. Na pewno należą do nich skrzypce, które są wprawdzie gościnnie i czasami ale są bardzo wyróżniającym się elementem. Nadają muzyce nostalgicznego klimatu, smutnej melodyjności i kontrastującej z chrypiącym growlingiem i brudnymi gitarami piękności i łagodności. Trzeba powiedzieć, że nie sam udział skrzypiec jest tu kluczowy, ale jego jakość. Martin Powell w mistrzowski sposób wplata swój instrument w grobową tonację i jego wkład w tą płytę jest zasadniczy. Nie dziwne więc, że na następnych wydawnictwach był już pełnoprawnym członkiem zespołu. Druga rzecz to wolne tempa. Wprawdzie jest tu sporo energiczniejszej muzyki, żywszego death metalowego grania, to większość jednak pozostaje wolna, ciężka i bardzo mroczna. Najważniejsze jednak, że płyta jest wręcz doskonała kompozytorsko i choćby nie wiem jak było wolno i jak niewiele było dźwięków to jest to zrobione w taki sposób, że się to układa, wchodzi, koi i trafia. Bardzo niewielu to potrafi. Trzecią ważną cechą są długie kawałki. Jak się ma dużo do przekazania, a dzieje się to powoli, to wiadomo, wszystko rozciąga się w czasie. Długie tasiemce od początku były typowe dla My Dying Bride.
Muzyka na „As The Flower Withers” epatuje średniowiecznym czy też może barokowym klimatem. Wszystko wydaje się być takie klasztorne, ciemne, deszczowe i ponure. Pojawia się też wątek melancholijnej erotyki. Podsycają to łacińskie teksty. Cały „Sear Me” jest w tym języku, w innych utworach są też takie wstawki lub krótkie fragmenty. Na tym albumie nie ma damskich ani żadnych czystych wokali. Aaron przez cały czas raczy nieprzyjemnym i nieraz wręcz mocno drażniącym rykiem. Właśnie w „Sear Me” jest fragment gdzie powoli charczy kolejne frazy w akompaniamencie jedynie perkusji i szeptów. Robi to wręcz przerażające wrażenie. Mocny jest ten wokal i taki dość radykalny, nie każdemu może wtopić się w muzykę, jednak należy zaznaczyć, że to nie jest przyjemna i słodka pozycja. To jest chłodny doom prosto z lochów i podziemi, gdzie w bladym świetle pochodni nie należy się doszukiwać niczego ładnego.
Może jeszcze trochę słychać takiej surowości tej muzyki, ale w ogólnym rozrachunku „As The Flower Withers” prezentuje się wyśmienicie. Płyta urzeka w całym swoim czasie trwania i nawet na moment nie pozwala się nudzić. Nie ma tu niepotrzebnych dłużyzn, nijakich wypełnień, a napięcie utrzymane jest od początku do końca. Wyborny debiut dający emocje, ale i zapowiadający te, które miały dopiero nadejść.
Tracklista:
1. Silent Dance
2. Sear Me
3. The Forever People
4. The Bitterness And The Bereavement
5. Vast Choirs
6. The Return Of The Beautiful
7. Erotic Literature
Wydawca: Peaceville Records (1992)
Ocena szkolna: 5
zsamot : Mogę podzielić powyższe zdanie, prócz oceny "For.., która wg mnie...
jedras666 : Ja nigdy nie potrafiłem przekonać się do tej płyty. Zawsze mnie drażn...