Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Marillion - Marbles

Tego się chyba nikt nie spodziewał. Po wydaniu "Brave" Marillion miał bardzo poważny zastój twórczy, a kolejne płyty potwierdzały jedynie, że to już nie ten sam zespół, który czarował artockową duszą w latach 80-tych. Gdy ukazał się dwupłytowy "Marbles" fani rocka progresywnego doznali szoku - bez wątpienia mieli oto przed sobą jeden z najlepszych albumów progresywnych ostatnich lat.
W dużej mierze "Marbles" zawiera muzykę utrzymaną w konwencji płyt "Afraid Of Sunlight" oraz "The Strange Engine", czyli raczej wyciszoną, pełną przestrzeni, pozbawioną przebojowości. W przeciwieństwie jednak do wspomnianych albumów, Marillion naszpikował nowy krążek tu wszystkim, co jest potrzebne, aby stworzyć wielkie dzieło.

Przede wszystkim album jest bardzo bogato zaaranżowany, chyba jeszcze bardziej niż "Brave". Większości utworów mamy całą gamę pięknych ozdobników wymykających się rockowym szablonom. Klawisze więc stanowią nie tylko tło, ale pojawiające się tu i ówdzie pojedyncze akordy wprowadzając czarującą, bardzo intymną atmosferę. Kelly odważył się nawet nadać klawiszom bardziej symfonicznego charakteru, przez co "Marbles" jawi się jako dosyć podniosły album. Podobnie z reszta jest z innymi instrumentami.

Pierwszy krążek przynosi nam bardzo spokojną muzykę. Trzynastominutowy "The invisible Man" to w zasadzie potwierdzenie tego, że mamy tu mocne wpływy "Afraid The Sunlight" oraz "The Strange Engine". Troszeczkę zabrakło tu motywu przewodniego, ale wszelkie ozdobniki po prostu tak porywają, że słuchacza daje się ponieść i nie zwraca uwagi na konstrukcję utworu. "Genie" posiada bardziej popowy charakter, ale już "Fantastic Place" oraz "The  Only Unforgivable Thing" pokazują taki Marillion jaki zawsze ceniliśmy - kreatywny, progresywny, delikatny, ale jednocześnie nie pozbawiony dramaturgii, pomimo, że utwory te są dość spokojne. Oprócz tego mamy jeszcze siedemnastominutowy "Ocean Cloud", który bezsprzecznie jest najlepszym numerem na albumie. Dzieje się tu dużo, ale wszystko jest nadzwyczaj płynne i niewymuszone. Nie należy zapominać o "Marbles I i II", które są przerywnikami pomiędzy utworami.

Drugi krążek rozpoczyna się trzecią częścią "Marbles". Tym razem mamy tu osiem kawałków o mniej zróżnicowanym czasie trwania. Te utwory prezentują bardziej dynamiczne oblicze Marillion w porównaniu do pierwszego krążka. O wiele mniejszą rolę odgrywają tu klawisze, a większą gitara i bas. Choć nie są to tak wyraziste utwory jak te choćby z "Seasons End" to niewątpliwie przewyższają one poziomem wszystkie inne, które zespół nagrał w ostatnich latach. W tej części krążka warto wspomnieć o pełnym dramaturgii i przejmujących melodii "Neverland", oraz "Drilling Holes", który nosi w sobie znamiona Porcupine Tree.

Nie ulega więc wątpliwości, że "Marbles" to obok "Clutching At Straws" oraz "Seasons End" najlepszy album tej formacji. Niby tu i ówdzie odnosimy wrażenie, że zespół powiela sam siebie, ale nie sądziłem, że usłyszę ich jeszcze w tak dobrej dyspozycji a tym bardziej, że "Marbles" okaże się tak dobrym albumem. Bez wątpienia jest to jeden z najważniejszych albumów progresywnych pierwszej dekady nowego tysiąclecia.

Tracklista:

CD 1:

01. The Invisible Man
02. Marbles I
03. Genie
04. Fantastic Place
05. The Only Unforgivable Thing
06. Marbles II
07. Ocean Cloud

CD 2:

01. Marbles III
02. The Damage
03. Don't Hurt Yourself
04. You're Gone
05. Angelina
06. Drilling Holes
07. Marbles IV
08. Neverland

Wydawca: Intact Recordings (2004)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły