Od jakiegoś czasu przyglądam się pewnym rzeczom z boku. Czasem śmieszy mnie moja pozycja obserwatora. Patrzę, bo chyba nie chcę uczestniczyć.
W czym? W interesownym zachowaniu, wszechogarniającej sztuczności, deprecjacji pojęć i wypaczaniu wartości.
Obserwuję, by ukryć fakt, że przyglądam się także sobie samej.
Rzeczy które kiedyś wydawały się nieetyczne już mnie nie dziwią. Rozszerza się ludzka granica moralna. Już nie kłuje w oczy sprowadzanie życia do czysto fizycznych potrzeb. Człowiek traci swoją wolność i egzystuje sam często nie wiedząc po co. Uczestniczy w balu maskowym, na który zaproszenie dostał zupełnie przez przypadek.
-Czy mnie to boli? -Trochę. Bardziej rani fakt, że tak mało osób chce się wyłamać z banalnych schematów. Człowiek jest więźniem samego siebie, ograniczają go ciasne horyzonty myślowe i chorobliwa niemoc, którą sam wytwarza. Tak często musi udawać, że po jakimś czasie sam nie bardzo wie kim jest, zatracając własną tożsamość. W efekcie tego żyjemy w świecie ludzi bez twarzy, anonimowych, obcych, nic nas nie interesujących.
Przykre. Jeszcze bardziej smutne jest to, że godzimy się na to. Niezupełnie świadomie, ale jednak. Topimy się w jednobarwnym, mętnym morzu, nie zauważając drugiego człowieka. Nie patrzymy na niego, bo on też nas nie widzi. Podajmy sobie ręce w naszej bezduszności, spójrzmy na siebie raz jeszcze niewidzącym wzrokiem.
W czym? W interesownym zachowaniu, wszechogarniającej sztuczności, deprecjacji pojęć i wypaczaniu wartości.
Obserwuję, by ukryć fakt, że przyglądam się także sobie samej.
Rzeczy które kiedyś wydawały się nieetyczne już mnie nie dziwią. Rozszerza się ludzka granica moralna. Już nie kłuje w oczy sprowadzanie życia do czysto fizycznych potrzeb. Człowiek traci swoją wolność i egzystuje sam często nie wiedząc po co. Uczestniczy w balu maskowym, na który zaproszenie dostał zupełnie przez przypadek.
-Czy mnie to boli? -Trochę. Bardziej rani fakt, że tak mało osób chce się wyłamać z banalnych schematów. Człowiek jest więźniem samego siebie, ograniczają go ciasne horyzonty myślowe i chorobliwa niemoc, którą sam wytwarza. Tak często musi udawać, że po jakimś czasie sam nie bardzo wie kim jest, zatracając własną tożsamość. W efekcie tego żyjemy w świecie ludzi bez twarzy, anonimowych, obcych, nic nas nie interesujących.
Przykre. Jeszcze bardziej smutne jest to, że godzimy się na to. Niezupełnie świadomie, ale jednak. Topimy się w jednobarwnym, mętnym morzu, nie zauważając drugiego człowieka. Nie patrzymy na niego, bo on też nas nie widzi. Podajmy sobie ręce w naszej bezduszności, spójrzmy na siebie raz jeszcze niewidzącym wzrokiem.