Ten powrót był zapowiadany bardzo głośno. Lost Soul po kilku latach niebytu miał powrócić na scenę silniejszy niż kiedykolwiek. Jacek Grecki, lider zespołu zwerbował zupełnie nowych muzyków, którzy mieli wprowadzić muzykę Lost Soul w zupełnie nowy wymiar. Jeszcze na długo przed premierą dochodziły mnie słuchy, że nowy materiał przerasta najśmielsze oczekiwania, że brzmienie miażdży, a kompozycje stanowią zupełnie nową jakość w gatunku. Jakby nie patrzeć - to miał być album roku zanim jeszcze się ukazał.
Niestety kampanie reklamowe, lub jak kto woli chwalenie dnia przed zachodem słońca rozbudza zmysły, by bardzo często okazać się potem zimnym prysznicem. Nie powiem - po tak buńczucznych wypowiedziach ostrzyłem sobie zęby na "Immerse In Infinity" i spodziewałem się po tym albumie bardzo wiele. Niestety nie spełnił on moich oczekiwań.OK - jest tak jak zapowiadali członkowie zespołu - brutalnie, precyzyjnie, brzmienie lśni jak psu jajca... a jednak te osiem utworów mnie nie porwało. Dlaczego? Przede wszystkim, aby nazwać płytę wielką, to oprócz wymienionych wyżej elementów musi mieć wyraźne znamiona własnej tożsamości. Niestety nie znalazłem tego na tym albumie. Kilkuminutowe utwory zagrane w zawrotnym tempie i na wysokim poziomie technicznym w gruncie rzeczy zbyt mocno inspirowane są dokonaniami Morbid Angel, Vader i Behemoth. Mógłbym nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest to zgrabny zlepek pomysłów zaczerpniętych od wyżej wymienionych kapel.
Miało podobno też być nieco kosmicznie na tym album pod względem klimatu. Tutaj też czuję ogromny niedosyt, bo poza drobnymi wstawkami wprowadzającymi ów element, mamy do czynienia z deathmetalowym łojeniem, w którym kosmosu jest jak na lekarstwo. Niestety - pod tym względem panom z Lost Soul do Nocturnus czy Obscury jeszcze lata świetlne.
Jak więc ocenić płytowy powrót Lost Soul? Biorąc pod uwagę poziom kompozycji, poziom wykonawczy jak i dopieszczone brzmienie należało by powiedzieć, że jest to album bardzo dobry, a może i nawet rewelacyjny, bo - tego nie da się ukryć - te kawałki są naprawdę przemyślane, dobrze napisane i rozbudowane. Jeśli jednak ktoś szuka muzycznych odkryć, czegoś oryginalnego, czegoś co może być nową jakością w death metalu, ten tego tutaj nie znajdzie. Lost Soul w moim odczuciu nie posiada własnego stylu i to stanowi dla mnie główny argument, aby nie nazwać tego albumu genialnym czy choćby rewelacyjnym, czy nawet bardzo dobrym. Posłuchać można, a nawet warto, ale nic poza tym. Nie pomoże nawet pięknie wydany digipack i t-shirt w zestawie imitowanym.
Tracklista:
01. Revival
02. Personal Universe
03. ...if the dead can speak
04. 216
05. One Step too far
06. Breath of Nibiru
07. Divine Project
08. Simulation
Wydawca: Witching Hour Productions (2009)