Korzystając z chwili wolnego postanowiłem z czystej ciekawości sprawdzić, co też nowego panowie z Iron Maiden spłodzili. Jako, że płyta pojawi się lada dzień, doskonale zdaję sobie sprawę z ciężaru jaki spada na moje barki, a dokładniej uszy…
Przyznać muszę, że najlepsze lata mają już za sobą i na dobrą sprawę podchodziłem do tej płyty ze sceptycyzmem. Iron Maiden zakończył swoje najlepsze lata na "Fear Of The Dark" i zdania nie zmieniłem. Ale pora przejść do istoty nowej płyty. Recenzja opiera się na pierwszym jej przesłuchaniu, a zatem…"A Matter Of Life And Death" zaczyna się bez intra, od "Differend World" który nie posiada żadnego wstępu… Bruce śpiewa swoje, reszta hordy gra swoje, typowa dla nich samych kompozycja. "These Colours Don't Run" przedstawia się trochę ciekawiej, jest tutaj kilka solówek, zmiana tempa i znów typowe biesiadne "łoooo o o łooooo oooo". Całość nie porywa i przechodzi dość płynnie w "Bringer Than A Thousand Sun" trwającego ponad 8 minut 40 sekund i tutaj robi się po chwili mocniej, ciężej i wolniej. Wiodący riff jest odległy od wcześniejszych dokonań grupy, a w 4:03 robi się galopada raz to zwalniając i znow przyspieszajac, wreszcie wracając do riffu z początku utworu. Kolejnym jest "The Pilgrim", zaczyna się miękko i przechodzi w żywsze tempo tak charakterystyczne dla Ironów… chłopaki grają, a ja spoglądam na zegarek… po chwili słyszę jakieś wploty motywów muzyki wschodniej i znów wszystko w normie. "The Longest Day" jest piątym utworem i czwartym pod względem czasu trwania. Zaczyna się ospale i po upływie półtorej minuty niby coś się dzieje, podniosły głos Bruce'a, jakieś delikatne przyspieszenie, ale nadal ospale… "The Longest Day - The Longest Dimmer"… przechodzimy do "Out Of The Shadows", i … o nieee… ballada… czy ja od początku nie słucham jakiegoś ballad albumu? "The Reincarnation Of Benjamin" i… znów ballada? Ludzie… zaraz wcisnę remove na playliście. Jednak postanowiłem odkupić grzechy tej płyty i wysłuchać kolejnego "For The Greater Good Of God" który trwa 9 minut 25 sekund. Za co?! Przecież byłem grzeczny… no comment. "Lord Of The Light" i ku wysłuchaniu mych próśb zbliżamy się do końca. 1:39 pojawia się riff który powinien rozpoczynać ten utwór, a stopa zaczyna mi przytakiwać. Jest OK, coś się ruszyło, w połowie wyciszenie, następnie jakaś solówka zagrana chyba po pijaku… "The Legacy" - brzmi znajomo? Ponad 9 minutowy kawalek zaczyna się nudno, akustyczne, cichy śpiew Dickinsona i po dwóch minutach odzywa się sporadyczne gitara elektryczna, a po trzech rusza całość w tempie marsza… w połowie przechodzi w styl Roberta Korzeniowskiego i tak już do końca.
Hura, udało się, wytrwałem najgorszą płytę Iron Maiden z jaką miałem do czynienia. Nie mam litości, dlatego też szybkim krokiem kasuję "A Matter Of Life And Death" z dysku, a podsumowaniem niech będą słowa Markowskiego: "Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść"...
Ocena: 2/10
PS. Nie wstawiłem pały ze względu na sentyment do starych płyt.
Wydawca: EMI Records (2006)
margott : Jak dla mnie ta płyta to porażka. Spodziewałam się czegoś lepszego...
uzekamanzi : Ha, jaki tam profesjonalizm... Miałem odwieczny dylemat, czy korzystać z t...
GORO : ha ha :D brawo chlopaki !!! gratuluje miejsca na podium :* bylo zajebis...