I znów idę powoli ściezką znaczoną księżyca smugami. Znów ja, tylko ja. Moze o to chodzi, może to moje przeznaczenie, a przecie od niego uciec się nie da. Czas znów odnawiać gniew, powrócić do Czci Ksieżcowi, pragnień skapania go we krwii, jednostajnego, zawodzącego wycia w oknie. Do nocnych przechadzek, rozmów z Dobrem i Neutralnością. Z Bogiem, w którego kiedyś wieżyłem potężnie i Gaję - której zasady stosuję na codzień. Siadam Wtedy pośród nich - na łące niedaleko mnie, gdy w mlecznobiałym świetle promieniuje przyzywająco do mnie. Obok mojej sylwetki dwa nagie miecze dające spokój i pewność. A potem rozmowa ( modlitwa ? ) monologiem we trójkę. Cerber