No i po raz kolejny trafiła mi się płyta, która opiera się na schematach wytartych jak podeszwa w butach Forresta „Run” Gumpa. Niemcy z End Of Green od kilku dobrych lat grają mieszankę doom metalu, gothic metalu oraz rocka zmiksowaną w różnych proporcjach. Większość z Was pewnie już na samą myśl o tej informacji (Niemcy, gothic metal) dostaje mdłości i dziwnych, wymiotnych ruchów kiszek – moim zdaniem niepotrzebnie, bo „Infinity” jest albumem strawnym, którego zawartość nie grozi nawet małym bólem brzucha czy chociażby wzdęciem.
Niemcy odrobili lekcje i mimo czerpania ze sprawdzonych wzorców ich muzyka nie przywołuje jednoznacznych skojarzeń. Da się tu dosłyszeć „zasłuchanie” członków End Of Green w Type O Negative (głównie wokale), trochę w Paradise Lost i tym podobne klimaty, jednak w żadnym razie nie jest to zrzynka czy ukryty plagiat. Chłopaki w oparciu o sprawdzone patenty spróbowali stworzyć muzykę, która będzie miała fajny, melancholijny klimat. Nie jest to muzyka wyjątkowo oryginalna, ale wszelkiej maści malkontenci powinni, przed postawieniem na End Of Green przysłowiowej kreski, zadać sobie pytanie (pytanie retoryczne): czy ktoś tworząc dzisiaj muzykę w podobnych klimatach jest w stanie definitywnie odciąć się od przywołanych powyżej wzorców?„Infinity” jest kolejnym dowodem na nietuzinkowy talent End Of Green do pisania chwytliwych (ale nieprzesłodzonych), metalowych kompozycji z wyraźnie wyeksponowaną melodią – zazwyczaj smutną, jednak nie na tyle by słuchacz miał ochotę się pochlastać lub skorzystać z bardzo popularnego ostatnimi czasy w Stanach Zjednoczonych zestawu dla samobójców. Dodatkowo od czasu do czasu wpuszczą trochę rockandrollowego luzu, co korzystnie wpływa na odbiór całości i sprawia, że słuchacz ma możliwość lekkiego odetchnięcia i nabrania optymizmu na kolejne minuty trwania „Infinity”.
Dodatkowym atutem recenzowanego albumu jest fakt, iż całość brzmi dość ciężko, na tyle by nie było wątpliwości do jakiego gatunku muzycznego należy zaliczyć „Infinity”. Reasumując słuchacze poszukujący w muzyce nietuzinkowych pomysłów i oryginalnych rozwiązań nie mają czego szukać na „Infinity”, natomiast „klimaciarzom” album powinien się spodobać.
Ocena: 7,77/10
01.Left My Way
02.Away
03.Seasons Of Black
04.Infinity
05.Tommorow Not Today
06.Sleep
07.You
08.Nice Day To Die
09.No More Pleasure
Wydawca: Silverdust (1995)