"With Fear I Kiss The Burning Darkness" jest drugim pełnym albumem szwedzkiego At The Gates. Zapoznając się z tymi 11 utworami nie sposób przeoczyć fakt, że Szwedzi poszli do przodu wybierając ścieżkę, która przysporzyła im zarówno zwolenników jak i przeciwników.
Niewątpliwie można powiedzieć, że krążek eksploruje rejony, które do tej pory były obce dla death metalu. Zasadniczą różnicą pomiędzy tym albumem a debiutanckim "The Red..." jest brak skrzypiec. Co niektórych może te fakt zmartwić, ale gwarantuję, że pomimo ich braku jakość kompozycji nie uległa pogorszeniu, a nawet możemy mówić o kompozycyjnym wyrafinowaniu. Wyraźną różnicę widać w wokalach - Tomas Lindberg operuje bardzo czytelnym, jadowitym, ale nie brutalnym growlingiem. Jeśli chodzi o samą muzykę, to pomimo odstawiania w kąt smyczków, muzyka At The Gates jedynie zyskała na klimacie. Przede wszyustkim utwory nie mają standardowej budowy - zwrotka-refren-zwrotka. Szwedzi mieli chyba w tym okresie zalew pomysłów jeśli chodzi o harmonie. Wiele z tych motywów mozna uznać za podwaliną pod wczesne dokonania takich zespołów jak Opeth, gdyż brzmi to podobnie.
Pewną nowiną natomiast jest wprowadzenie elementów, kóre znajdą rozwinięcie na kolejnych albumach tej grupy. Chodzi tu mianowicie o podwalinę pod melodyjny death metal - szalenie energiczne, niekoniecznie skompliwoane riffy podparte mało wyszukanymi harmoniami, okraszone siarczystym growlingiem. Teraz to może się wydaje infantylne, ale 15 lat temu, było to niewątpliwie pozytywnym zaskoczeniem i nowością w death metalu. Trzeba jednak podkreślić, że "With Fear..." prezentuje lepszy poziom instrumentalny niż debiut w każdym aspekcie.
Jedyną rzeczą, która mnie nie przekonuje na tym wydawnictwie to trochę brak drapieżnosci w partiach gitar. Próżno tu szukać deathmetalowego pierdolnięcia. At The Gates potrafią grac szybko, ale z ciężarem nie jest im po drodze. Efekt końcowy jest wiec taki, że choc płyta intryguje i słuchacz ma świadomosć, że obcuje z dobrą muzyką, to ciarki po plecach nie przechodzą.
Nie zmienia to faktu, że "With Fear..." jest najlepszym albumem At The Gates, a na pewno najbardziej rozbudowanym i ciekawym muzycznie. Jednocześnie krążek kończyten etap działąlności, w której Szedzi próbowali grać muzykę bardziej zaawansowaną. Kolejne wydawnictwa pokazywały coraz więlszą fascynację melodyjnym i chwytliwym graniem, co z resztą także znalazło swego czasu uznanie.
Tracklista:
01. Beyond Good And Evil
02. Raped By The Light Of Christ
03. Break Of Autumn
04. Non-Divine
05. Primal Breath
06. The Architects
07. Stardrowned
08. Blood Of The Sunsets
09. The Burning Darkness
10. Ever-Opening Flower
11. Through The Red
Wydawca: Deaf Records/Peaceville (1993)
Harlequin : Hmmm, "Slaughter ..." jak dla mnie to juz podwalina pod to co robił potem np. A...