Anna byłą zagubioną, dwudziestoletnią dziewczyną. Ludzie, jakich co dzień mijała na ulicach, gardzili nią ze względu na jej sposób ubierania się, wygląd. Ubierała się zazwyczaj na czarno, nosiła ciężkie, skórzane buty, jej nadgarstki niejednokrotnie ozdabiały skórzane bransolety nabijane ćwiekami, a obfity czarny makijaż zasłaniał delikatną, bladą twarz z wielkimi piwnymi oczami, dopełnionymi jasnymi włosami. Pomimo garstki przyjaciół i znajomych czuła się samotna, odtrącona od wszystkich we wrogo nastawionym do niej świecie.
W przeddzień pradawnego święta duchów samain, dziś
znanego jako haloween, Anna znalazła na strychu swojego domu starą,
zakurzoną książkę. Było to wydanie „Cierpień Młodego Wertera” Goethego
z 1799 roku. Pomimo swojego wieku książka była tylko nieznacznie
ruszona zębem czasu. Anna zaciekawiona zdmuchnęła kurz z księgi i
zaczęła ją przeglądać. Mniej więcej w środku tomu odnalazła list. Był
to list miłosny pisany ciężkim, trochę niezdarnym charakterem pisma.
Dziewczyna wzięła ze sobą księgę i resztę dnia spędziła na przeglądaniu
tego tomu i tym, co zwykle robiła, czyli grze na gitarze, słuchaniu
muzyki i pracy nad swoimi fotografiami. W nocy obudziła się mając wrażenie, że w jej pokoju ktoś jest. Kiedy nie znalazła nikogo uznała, że pewnie był to sen.
Następnym dniem była sobota. Anna obudziła się o 9 rano i po zjedzeniu śniadania z rodziną wzięła swój aparat i poszła przed siebie.
W pobliskim parku usiadła, żeby pobyć sama ze sobą pomimo otaczających ją tłumów. Był dzień haloween, więc park przemierzały rzesze wampirów, duchów i innych upiorów. Wszędzie do obrzydzenia widniały specyficznie wycięte dynie.
Kiedy tak siedziała, czuła, że coś jest nie tak. Czuła, że ktoś ją obserwuje. Wstała więc i poszła dalej, żeby uciec od tego poczucia obserwacji. Wróciła do domu. Okazało się, że rodzinka pojechała za miasto nad jezioro na cały dzień. Dochodziła godzina 13:00, więc poszła do swojego pokoju, zamknęła się tam i położyła, żeby wszystko przemyśleć. Cały czas dręczyło ją uczucie, że jest obserwowana. Nie dawało jej to spokoju.
O godzinie 14:00 zeszła do kuchni i zjadła coś i wróciła do pokoju, aby się przebrać i przygotować do haloweenowej imprezy. Po tych zabiegach wyszła w kierunku klubu, gdzie miała się ta impreza odbywać. Po wejściu do klubu, w którym królowała muzyka rockowo-metalowa przeplatana z najróżniejszymi odmianami gotyku poszła do baru po piwo i usiadła przy pierwszym wolnym stoliku. Sama nie wiedziała po co tam była. Może aby rozmyślać o swojej samotności i smucić się, a może z obowiązku wobec znajomych. Powoli sącząc piwo patrzyła, co się dzieje wewnątrz przyozdobionej w mroczne dekoracje sali. Z wydajnych głośników wydobywały się ciężkie brzmienia, co pewien czas wzbogacone o trzask rozbijanych szklanek od piwa. Znudzona otoczeniem Anna zaczęła śledzić śpieszące się do góry bąbelki w złotym napoju. Nagle jej uwagę zwrócił siedzący niedaleko, ukryty w cieniu kąta siedział ubrany w staroświecki frak mężczyzna, wyraźnie zagubiony.
Podeszła do niego i zapytała, czy może się przysiąść. Kiwną głową na znak zgody, więc usiadła przy stoliku naprzeciw niego. Przedstawili się sobie. Chłopak, nie wyglądający na starszego od Anny, szczupły o ciemnych, wręcz czarnych włosach i piwnych oczach spodobał się jej od pierwszego wejrzenia. Na imię miał Marius. Zaczęli rozmowę o tym, jak się czują samotni w tym natłoku, Marius zaproponował wyjście na spacer. Poszli nad rzekę, w której poświata księżyca odbijała się tysiącami iskierek. Coś Annę w nim zaintrygowało, ale nie potrafiła powiedzieć co. Podczas spaceru rozmawiali o księżycu, o samotności i o poezji Williama Blake’a. Koło 2 w nocy umówili się na następny dzień koło mostu, w okolicy którego spacerowali i rozstali się, a Anna wróciła do domu. Położyła się spać, ale nie usnęła od razu. Przemyślała to spotkanie i zastanawiała się, co ją zaintrygowało w Mariusie. Może to ta blada skóra, albo dziwny akcent i dziwny sposób mówienia chłopaka. Nie wiedziała. Następnego dnia nie mogła się doczekać wieczornego spotkania z Mariusem. Czuła, że oczarował jej serce delikatny i inteligentny chłopak. Był tak inny od tego przytłaczającego, nastawionego tylko pieniądze i łatwą rozrywkę otępiałego społeczeństwa, do którego czuła tak wielką niechęć.
Gdy doszła upragniona godzina 15:30 wyszła na miejsce spotkania. Zdziwiło ją, że mimo iż dotarła dużo przed czasem zastała go w tym samym staroświeckim ubiorze, co dzień wcześniej. Postanowiła dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Długo się opierał odpowiedziom, ale w końcu, gdy Anna zagroziła zerwaniem kontaktu opowiedział swoją historię. Urodził się w tym samym mieście, gdzie właśnie przebywali, w 1802 roku. W wieku 19 lat wstąpił do policji, gdzie zakochał się w córce szefa tej instytucji. Pisali do siebie, ale nikt o tym nie wiedział. W wieku 21 lat w styczniu 1823 roku, ledwo po awansowaniu na konstabla został zastrzelony podczas obławy na groźnego przestępcę. Na dowód tego pokazał ranę, którą skrywał chusteczką wetkniętą w kieszeń surduta. Anna zbladła z przerażenia, już wiedziała, co ją zaniepokoiło. Nie czuła bicia jego serca. Minęła dłuższa chwila, kiedy nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Po tej chwili zapytała się, dlaczego padło na nią. Odpowiedział, że egzemplarz „Cierpień młodego Wertera”, który znalazła, a także list leżący w tej książce należały do niego, a w samain, gdy granice między światem żywych, a umarłych są bardzo wątłe postanowił zorientować się, kto zdobył jego ostatni, nieprzekazany jeszcze list. Przyznał, że Anna jest łudząco podobna do jego dawnej ukochanej.
Dziewczyna wciąż nie wiedziała co robić. Była przerażona, a zarazem zafascynowana Mariusem. W tym całym obłąkanym świecie tylko on wydawał się ją rozumieć. Po ochłonięciu trochę dziewczyna uświadomiła sobie, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się spotykali, gdy tylko bramy zaświatów się uchylą. Zdarzało się to co dzień między północą, a 3 w nocy, tak więc spotykali się dość regularnie. Nikt poza Mariusem i nią o tym nie wiedział. Tak było dla nich, a na pewno dla niej lepiej. Po kilkunastu spotkaniach Anna zaczęła uznawać, że znalazła swoją drugą połówkę, tyle, że ta druga połówka nie żyła od ponad 180 lat. Za każdym spotkaniem utwierdzała się w tym przekonaniu. Zakochała się całkowicie w nawiedzającym ją co jakiś czas duchu.
Pewnej nocy Anna zapytała się, co musi zrobić, żeby z nim zostać. Marius zdziwiony pytaniem, nie znał odpowiedzi i obiecał następnej nocy przyjść z Ichband’em – największym mędrcem z „tamtej strony”. Jak obiecał, tak też uczynił. Ichband był starcem o siwych, rzadkich włosach, z wyraźną łysiną i z długą śnieżnobiałą wręcz brodą. Znał odpowiedzi na każde pytanie. Kiedy dziewczyna zapytała się go o przyszłość tego specyficznego „związku”, chwilę się namyślał, po czym odpowiedział, że martwi nie mogą się mieszać w sprawy żywych i to nie ma szans przetrwać. Zmartwiła się bardzo. Przez następny dzień zastanawiała się, jak dołączyć do Mariusa.
Wreszcie Anna wpadła na skuteczny, ale dość drastyczny pomysł. Postanowiła się zabić. Nikomu nic nie mówiąc poszła do kuchni i podczas chwili nieuwagi matki wyjęła z szuflady paczkę żyletek. Wróciła do pokoju i po chwili namysłu podcięła sobie rękę wzdłuż żyły. Z rozcięcia na je bladej skórze zaczęła ciec ciemnoczerwona stróżka krwi. Ból był znośny, a po krótkiej chwili zaczęło się Annie robić ciemno przed oczami. Po paru chwilach, które wydawały się być wiecznością ocknęła się. Nie czuła bólu już. Gdy wzrok się wyostrzył zobaczyła, że znajduje się w jakimś nieznanym pokoju, a nad sobą ujrzała twarz Mariusa. Jak chłopak zauważył, że dziewczyna dochodzi do przytomności zaczął jej wypominać, co narobiła, że miała jeszcze długie życie przed sobą, że je zmarnowała, na co Anna niezdarnie się broniła. Wyjaśnił jej, że nie ma podziału na niebo i piekło, że są po prostu zaświaty i teraz tam jest, zamiast w świecie żywych i nie wróci już tam jako śmiertelnik, tylko co najwyżej duch, ale lepiej, żeby nie wracała pod postacią zjawy. W końcu z powodu tego nacisku Anna zapłakała i wyjaśniła Mariusowi, że zrobiła to dla niego. Chłopak już nie wiedział co powiedzieć. Milczał. Wyjaśniła mu, że zakochała się w nim, że nic jej już nie trzymało w świecie żywych. Chłopak czuł coraz większe zakłopotanie. W końcu zrozumiał. Stało się i nic nie mógł już zrobić. Narzekanie nie miało żadnego sensu. Zrozumiał, że Anna poświęciła życie, aby z nim być i że nie może odmówić, bo po pierwsze oddała dla niego tak cenną rzecz, a po drugie jego serce, choć nie biło już podpowiadało mu, że też ją kocha. Podszedł do Anny i ją przytulił. Stali się parą, niedługo potem pobrali czyniąc wielkie przyjęcie. I (nie)żyli długo i szczęśliwie...
margott : kolekcjonuje babki, żeby zrobić sobie harem w zaświatach... z p...
Stary_Zgred : Ciekawa sprawa - na podstawie tego opowiadania w doskonały sposób m...