Po dobrym "Aspera Hiems Symfonia" i wspaniałym "La Masquerade Infernale" po Arcturus można było się spodziewać kolejnej nietuzinkowej płyty. Poziom dwójki był tak wysoki, że Arcturus – przynajmniej dla mnie – stał się zespołem wielkim. Dobrą formę potwierdziła także płyta z remixami "Disguised Masters", która będąc mieszanką metalu, ambientu i muzyki klasycznej, ze szczyptą techno wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Tak więc poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko ale zespół pokazał na co go stać i stworzył dzieło wybitne. Ciężko powiedzieć czy lepsze od poprzedniego ale na pewno inne i oryginalne.
Każde dzieło tych genialnych Norwegów wypatrywane jest z niecierpliwością. Nic dziwnego, skoro poprzedni ich krążek, "La Masquerade Infernale" przełamał chyba wszelkie możliwe bariery, powstało totalnie unikalne dzieło, które nie sposób porównać z czymkolwiek innym. Owo wydawnictwo uwizualniło eklektyzm zespołu, to że muzycy potrafią łączyć gatunki zupełnie niepokrewne ze sobą, aby stworzyć jedna spójną całość. Dlatego też nie było możliwości, aby przewidzieć zawartość kolejnej płyty. Aż pięć lat kazał nam Arcturus czekać na swoje kolejne dziecko - "The Sham Mirrors" - jest to chyba wystarczająco długi okres, aby przemyśleć i doprowadzić do perfekcji zawartość krążka.