Po zmroku miasto wygląda inaczej. Rzędy bloków uśmiechających się to w
jedną to w drugą stronę swymi różnokolorowymi balkonami za dnia, teraz
są tylko ciemnymi bryłami geometrycznymi opisanymi w przestrzeni za
pomocą ludzkich przyrządów, materiałów i sił robotników. Fakt prawie na
każdym balkonie świeci się światło a jeśli ktoś ma wyjątkowe szczęście
zauważy ruch jakiejś sylwety ludzkiej przewijającej się od czasu do
czasu na tle oblanych światłem szyb własnego mieszkania, ale to i tak
już nie wygląda jak za dnia. Tak samo jest z ulicami. W ciągu dnia
szare chodniki porosłe glonem czy innym zielskiem paskudnie zerkają na
ludzi, którzy po nich chodzą, biegną lub drepczą. Te bardziej zawistne,
brutalne w swym wyglądzie oddają w zamian za ludzkie traktowanie
ukradkowymi spojrzeniami pod sukienki panienek lub szyderczymi
wyzwiskami w stronę panów. Dopiero wieczorem, kiedy światło słoneczne
dawno już opuści linię horyzontu a mdłe żółtawo-pomarańczowe lampy
rozleją swe światło po chodnikowej tafli, zapada cisza i spokój zaś
wszelkie zapędy chodnikowych kafli milkną i odchodzą w zapomnienie
ustępując miejsca gładkiej czułości o nogi tych, którzy tej nocy
przesadzili lub przesadzą z którąś z substancji mających na celu
podnieść ich morale na kilka godzin, tylko po to by nazajutrz
wyrzygiwali sobie to do południa.