Jeżeli wybrany artykuł nie istnieje, możliwe, że jeszcze nie powstał, zmienił się lub został usunięty. Możesz wyszukać inny artykuł na ten temat.
Wiersz z czasów gmnazjum. Od tego czasu nic nie "spłodziłam".
Jego oczy były jak stal: błyszczące, szare i twarde, wykute, patrzące
bez pamięci w przestrzeń, której nie było. Włosy czarne, krucze z
lekkim poblaskiem siwizny, świadczącej o powadze jego wieku i młodości
jego umysłu, a twarz jakby niezdarnymi rękoma wykuta w kamieniu – po
prostu anioł ciemności. W jego głowie zakodowano tylko jeden cel.
Wiedział, co ma czynić, ale jeszcze rozkoszował się ostatnim wschodem
słońca, modlitwą budzącej się przyrody, ciepłem słonecznego dotyku na
zimnej od lat twarzy. Jego uszy łapczywie wsłuchiwały się w muzykę
rodzącej się do życia przyrody. Jednak czas działał na jego niekorzyść,
a On wiedział o Tym. Anioł uniósł majestatycznie dłoń, jakby chcąc
jeszcze raz oddać hołd Stworzeniu… I świat przestał istnieć.
Gdy otworzył przymknięte na chwilę oczy zdał sobie sprawę, że znajduje się w zaułku jakiejś ulicy. Brud i smród otaczały go niemiłosiernie. Zarówno po lewej swojej stronie jak i po prawej zauważył grupki byłych aniołów. Ubrani jak żebracy z oczami pełnymi wyrzutu wpatrywali się w niego, a on starał się uciec przed tym wzrokiem, który tak nieznośnie palił jego wnętrze. Pomyślał, że właśnie tak wygląda piekło dla aniołów. Teraz dopiero zrozumiał, co się stało. Gdyby anioły umiały płakać to właśnie w tym momencie on – anioł by zapłakał. Ale jego oczy były jak stal.
Nawet nie zauważył jak zaczął iść, biec, starając się unikać za wszelką cenę tego wzroku. Jego kroki dudniły głucho, a przez głowę zaczęło przewijać się tysiące obrazów, przyprawiając go o szaleństwo. Biegł tak już od jakiegoś czasu rozbijając po drodze stragany, kubły na śmieci, omijając wysokie, szklane domy, aż dobiegł do skraju miasta. Tam ujrzał rzecz przedziwną: tysiące aniołów wpatrzonych nie w niego, ale w skrawek nieba, który nie był widoczny z miasta. „To On, to On” krzyczał jakiś szalony starzec, który już od wieków nie mógł być aniołem. „To On, to On” zahipnotyzowany pomruk przebiegł przez usta wszystkich. Anioł wiedział, o kogo chodzi, lecz czół jeszcze brzemię swojego czynu i nie chciał podnosić wzroku, jak jednak szybko zauważył nikt się nie śmiał na Niego spojrzeć.
Znów przymknął oczy. Gdy je otworzył otaczała go już tylko wielka pustka, a niebo było zamknięte. Nie było już nawet piekła.
Anioł znów wrócił na ziemię, która teraz wydawała się pusta i jałowa, choć tak niewiele się na niej zmieniło. Dzieci Boga już dawno o nim zapomniały zapatrzone w siebie, nie wiedziały, że On tutaj jest opuścił niebo by tylko być bliżej nich.
Nagle anioł zaczął się panicznie śmiać, jak ktoś opętany albo szalony, łzy zaczęły napływać mu do oczu, a skrzydła jego zaczęły odpadać. To był jego własny wybór, by żyć w świecie, który sam zniszczył.
Gdy otworzył przymknięte na chwilę oczy zdał sobie sprawę, że znajduje się w zaułku jakiejś ulicy. Brud i smród otaczały go niemiłosiernie. Zarówno po lewej swojej stronie jak i po prawej zauważył grupki byłych aniołów. Ubrani jak żebracy z oczami pełnymi wyrzutu wpatrywali się w niego, a on starał się uciec przed tym wzrokiem, który tak nieznośnie palił jego wnętrze. Pomyślał, że właśnie tak wygląda piekło dla aniołów. Teraz dopiero zrozumiał, co się stało. Gdyby anioły umiały płakać to właśnie w tym momencie on – anioł by zapłakał. Ale jego oczy były jak stal.
Nawet nie zauważył jak zaczął iść, biec, starając się unikać za wszelką cenę tego wzroku. Jego kroki dudniły głucho, a przez głowę zaczęło przewijać się tysiące obrazów, przyprawiając go o szaleństwo. Biegł tak już od jakiegoś czasu rozbijając po drodze stragany, kubły na śmieci, omijając wysokie, szklane domy, aż dobiegł do skraju miasta. Tam ujrzał rzecz przedziwną: tysiące aniołów wpatrzonych nie w niego, ale w skrawek nieba, który nie był widoczny z miasta. „To On, to On” krzyczał jakiś szalony starzec, który już od wieków nie mógł być aniołem. „To On, to On” zahipnotyzowany pomruk przebiegł przez usta wszystkich. Anioł wiedział, o kogo chodzi, lecz czół jeszcze brzemię swojego czynu i nie chciał podnosić wzroku, jak jednak szybko zauważył nikt się nie śmiał na Niego spojrzeć.
Znów przymknął oczy. Gdy je otworzył otaczała go już tylko wielka pustka, a niebo było zamknięte. Nie było już nawet piekła.
Anioł znów wrócił na ziemię, która teraz wydawała się pusta i jałowa, choć tak niewiele się na niej zmieniło. Dzieci Boga już dawno o nim zapomniały zapatrzone w siebie, nie wiedziały, że On tutaj jest opuścił niebo by tylko być bliżej nich.
Nagle anioł zaczął się panicznie śmiać, jak ktoś opętany albo szalony, łzy zaczęły napływać mu do oczu, a skrzydła jego zaczęły odpadać. To był jego własny wybór, by żyć w świecie, który sam zniszczył.