Śmiercią li życie nowe rozpoczęte
Zaczątkiem miłości, w miłości zaklęte,
Pragnieniem rozkoszy w noc sprowadzone
Gdy w oknach śmiertelnych lampy pogaszone,
A w dłoniach kochanka
Jedna jeszcze świeca, to płomień miłości
Co w noc mi oświeca drogę do piekieł..
W Bram Czarnych przejściu znaczyć
Chce mi drogę, bym zważać
Nie miała na strach i pożogę,
Co wokół mnie, ciała mego
Pragnąca, łoże śmierci od lat mi
Szykująca, tknąć mnie nie zdołała..
Za nim podążam.. w noc każdą
Dłonią jego ku Bramom prowadzona,
Nie lękam się mroku, nie lękam się upiora..
Aż w końcu..
Z anioła skrzydeł białych zostały
Tylko wspomnienia, lecz się rozwiały
Gdy świt przez okna wpadł do serca,
Gdy w duszę mą światło się wdarło..
I każde z ich piór żywcem pożarło..
Wtedy me oczy z błękitu żaru
W czerń przemieniły - owoc pożaru
Jaki w mym ciele wywołał kochanek -
Lecz w nocy, bo oto gdy tylko blady
Poranek skóry jego tknąć się odważy,
Nic nie pomoże.. i zniknie z twarzy mej
Uśmiech, co w noc bezsenną witał go
Na straży..
To z nim wieczności bramy chcę otworzyć,
To z nim śmiercią nowe życie stworzyć..
Zapomnieć o bólu, zapomnieć o strachu,
W milczeniu mroku zatopić swe ciało,
By nigdy już dziecię żadne się nie bało
W otchłani dostrzec blask..
31.01.2005