Zawsze z ogromną rezerwą podchodzę do nowych wydawnictw zespołów, które kształtowały moje postrzeganie ciężkiej muzyki. Jednym z takich zespołów jest właśnie Varathron, który swego czasu rozjechał mnie swoim „His Majesty At The Swamp”. Niby stanowią oni jedną z pewniejszych marek na greckiej scenie, jednak zawsze warto zachować „pewną dozę nieśmiałości” co by się nie rozczarować. Na szczęście nowy album udowadnia, że pewna jest tylko śmierć i ...Varathron.
Na wstępie muszę podkreślić ogromną dbałość, zarówno zespołu jak i wydawcy, o wyjątkowość oprawy tego wydawnictwa. Bardzo fajna grafika na okładce, mroczna i znakomicie odzwierciedlająca zawartość muzyczną tego CD. Dodatkowo gruba książeczka wydrukowana na papierze kredowym z najwyższej półki – cudo. Przekonujący i chyba najskuteczniejszy argument by przekonać wszystkich miłośników muzyki do zakupu oryginału.
Muzycznie ekipa Necroabyssiousa nie zawodzi. Nadal bazę ich black metalu stanowią ciężkie, surowe, ale melodyjne gitary oraz charakterystyczny wokal lidera. “Stygian Forces of Scorn” to black metal grany przeważnie w średnich, leniwych tempach, chociaż od czasu do czasu zdarzają się mocniejsze i bardziej „krwiste” fragmenty, może nie aż tak krwiste jak u Marduk czy Dark Funeral, ale zawsze. Dodatkowo zespół dość ostrożnie wprowadza pewne smaczki w postaci oszczędnych (na szczęście) klawiszy i jakichś orientalnych wstawek - zakończenie „Legend Of Demusar”. Panowie nadal potrafią przy pomocy tych dość prostych środków muzycznego wyrazu wskrzesić niesamowity, antyczny klimat, który rozciąga się nad całością muzycznej zawartości tego krążka. Zawsze mnie intrygowało, jak przy pomocy stosunkowo oszczędnych środków muzycznego wyrazu Grekom udaje się przez tyle lat tworzyć dźwięki, które wciąż potrafią zahipnotyzować i ani trochę nie nużyć? Pewnie jest to wynikiem umiejętnej żonglerki klimatem i śródziemnomorskiej diety =:-). Na “Stygian Forces of Scorn” pojawia się sporo czystych partii gitar, które w niektórych momentach mogą sprawić, że bardziej roztrzepani słuchacze mogą pomyśleć, że przez omyłkę włączyli jakąś płytkę Agalloch („Legend Of Demusar”). Dodatkowo, od czasu do czasu, gitarzyści pozwalają sobie na solówki, które wprawdzie nie są szczególni błyskotliwe, ale świetnie komponują się z całością materiału („Legions Of Profane Wrath” i „Where The Walls Weep”). Poza tym na szczególną uwagę zasługuje brzmienie tego albumu, które jest idealnie wyważone pomiędzy koniecznością zachowania pewnej szorstkości (wypacykowanie takiej muzyki byłoby grzechem śmiertelnym), a koniecznością zachowania pewnych standardów brzmieniowych, które sprawią, że narządy słuchu zjechane decybelami dosłyszą partie poszczególnych instrumentów. Z całą pewnością nowy album udowadnia, że Grecy są wciąż w świetnej formie. Jakaś spektakularna kariera na miarę In Flames czy innego Korn raczej już im nie grozi, ale swoją postawą od wielu lat udowadniają, że nie jest to ich priorytetem i za to szacun.
Ocena: 9/10
01.Behind The Mask02.Legend Of Demusar03.Legions Of Profane Wrath04.Where The Walls Weep05.Dismal King06.Beyond The Darkness07.Demoniac Abysmal Realms08.Lord Of Illusions09.Sacred Ahlat10.The Depths Of Gnar11.Aclo Savaoth Soth (The Final Chapter Of Acts)
Wydawca: Die Todesrune Records (2009)