Absolutnie niepoważne historyjki zrodzone pod wpływem głupawki, nijak nie pasujące do tematyki portalu ani nie mające większego sensu. Do rozpatrzenia przez moda :)
BZIK:
Bzika miałem dostać tydzień temu, w środę w przesyłce kurierskiej - przynajmniej tak zapewniał mnie Blurp - użytkownik z Allegro od którego bzika kupiłem.
O własnym bziku marzyłem od dawna. Bzika mają wszyscy moi bliscy znajomi, a ja jakoś nie mogłem zebrać odpowiedniej kwoty, aby go kupić. Bzik to kosztowny nabytek - aby go zdobyć musiałem przez pół roku odkładać 3/4 stypendium. No cóż - studenci nie mają lekko i groszem nie śmierdzą. Już prędzej fajkami.
Wróćmy jednak do tematu właściwego - czyli bzika. Jak już pisałem miał on nadejść w środę - ale nie nadszedł. To znaczy nadszedł, ale nie bzik, tylko poltergeist. Oczywiście to, że bzik nie jest bzikiem okazało się już po odpakowaniu paczki. Wczesniej - nie. Tak czasami bywa.
Jak poznałem że mój bzik to poltergeist? - bardzo prosto, bo gdy wyjąłem go z paczki i próbowałem pogłaskać, ugryzł mnie w palec i wyskoczył mi z ręki. Następnie wdrapał się na ścianę i pozrzucał z niej wszystkie obrazy. Bzik na jego miejscu tak by się nie zachował - bo to wyjątkowo spokojna istota, która bardzo lubi głaskanie.
No cóż - nie miałem serca oddać Polusia (tak nazwałem poltergeista) do schroniska, chociaż wcale nie jest bzikiem i strasznie psoci. Poluś na razie mieszka w kuchni, ale w nocy włazi do mojego łóżka i grzeje mi nogi. Muszę przyznać że jest to nawet przyjemne, no i nie musze zakładać na noc skarpetek. A na bzika jeszcze sobie kiedyś uskładam.
NA GROBACH:
Byli my wczoraj z familią na grobach - sprzatnąć przed świętem wszak trzeba, żeby się sąsiedzi nie przyczepili że brudno. Liści naspadało, błota naniosło że aż strach - namęczyliśmy się przeto okrutnie. Trójka nas była - ja, małżonek mój - Piotr i dziecię nasze, pięcioletnie - Wacuś. Wzielim my go ze sobą żeby dziecina od lat najmłodszych do roboty się wprawiała, a nie w domu bezczynnie siedziała, bąki zbijała.
Sprzatamy zatem - Piotr liście grabi, ja pomnik pucuję a Wacuś świeczki zapala, gdy nagle z grobu pełen złości głos się odzywa: - Znowu cholery spać nie dają, odczepilibyście się wreszcie psiekrwie jedne! i dalej potok soczystych wyzwisk w przestrzeń płynie.
Poznalim babciny głos - bo nieboszka i za życie jędzą była okrutną, do utyskiwań i połajanek najpierwszą. Nie umiał jej dziadulo w ryzach utrzymać - w domu niczym królowa się szarogęsiła, wszystko po jej myśli szło.
Złośliwości swoje na ludzi za życia wylewać - to jedno, ale po śmierci - nie przystoi przecież. Żeby babula jeszcze uprzejmym słowem się do nas odezwała, to i my kulturalnie byśmy odpowiedzieli, ale tak z grubej rury - toż nie uchodzi. I przy dziecku jeszcze! - niekulturalnie, oj, niekulturalnie bardzo.
Jak tylko mój Piotr słowa babcine usłyszał, grabie w kąt rzucił i tak do mnie powiada: - Dość już mam tych corocznych połajanek! Nie dość, że człowiek się napracuje, grób do porządku doprowadzi, to i "dziękuję" nie usłyszy. Już się z nas i sasiedzi śmieją, że babka nieprzystojnie się zachowuje, przechodzacych po alejce najgorszymi wyrazami przezywa a nocami z grobu wyłazi i po miescie się włóczy! Czas już najwyższy praktyk tych zaprzestać!
Po wypowiedzeniu owej tyrady, mąż mój szpadel wziął do ręki, płytę nagrobną odsunął, wieko trumny zdarł i choć babka się bronić próbowała - łeb jej uciął, który nastepnie w nogach nieboszki ułożył. Babka co prawda, nawet ze łbem odciętym jeszcze jakieś przekleństwa w ustach mełła, ale nieporównanie ciszej niż poprzednio, a kiedy płytę naciągneliśmy z powrotem zupełnie jej już słychać nie było.
Dokończyliśmy tedy sprzątanie w spokoju, świeczki zapalili, kwiatki ustawili, po czym na obiad wyszli, bo cieplutkiego czegoś nam się bardzo chciało. Bardzo był smaczny ten obiad - gołąbki, barszcz ukraiński i na deser ciasto kawowe. Mniam, mniam - palce lizać! :)
ROBAK W BANANIE (humor raczej przaśny, ale co tam :)
A mówiła mi babcia, upominała nie raz -Kiedy jesz, wnusiu, banana, to zawsze odrywaj końcówkę, bo tam w środku robak taki siedzi, co jak się go zje, dużo krzywdy na robić może.
- Eeee tam, co też babcia opowiada - odburkiwałam i z przyjemnością wcinałam banana aż do ostatniego kawałeczka. No bo co? - ma się taka pyszna słodycz marnować?
Bogdajby mi pianino, za głupotę moją, na łeb spadło, bo ten robak rzeczywiście tam siedział. Wczoraj żem go zeżarła! I jak już pożarty był to łeb wystawił jucha jedna (nie powiem którędy, boć to nieprzystojne bardzo miejsce) i tak do mnie gada: Umyłabyś się, bo mi tu wonieje brzydko, aż mi się na wymioty zbiera! Śmierdziucho ty jedna! Po czym się znów do środka schował.
Zatkało mnie - nie dość że się coś takiego we mnie zagnieździło to jeszcze wyzywa mnie od śmierdziuchów niemyckich! Poczekaj gagatku jeden, już ja ci pokażę!
Na wieczór nażarłam się grochówki, poprawiłam golonką i połową torcika czekoladowego. Wzdęło mnie porządnie i wnet w brzuchu zaburczało, zafurczało i jak nie trzaśnie - raz, drugi, trzeci. Wystrzały niczym z armaty! A bukiet zapachowy jaki - poezja, czysta poezja!
No i wystarczyło - wyniósł się gość nieproszony! Walizki raz - dwa spakował, na odchodnym jeszcze pokłonił mi się, melonika uchylił - i tyle go widziałam. Nawet adresu korespondencyjnego nie zostawił