Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Tiamat - Wildhoney

Wildhoney, Tiamat, Clouds, death metal, Johan Edlund, Johny Hagel, Magnus Sahlgren, Lars Sköld, Waldemar Sorychta, ambient

„Wildhoney” to płyta przełomowa dla Tiamat. Zespół poszedł jeszcze dalej klimatyczną ścieżką zapoczątkowaną na „Clouds” odchodząc całkowicie od death metalu. Nowe, delikatniejsze oblicze Tiamat okazało się strzałem w dziesiątkę, a to głównie za sprawą fantastycznych utworów jakie znalazły się na „Wildhoney”. Jest to niesamowity, magiczny album, w całości wypełniony bardzo wartościową i wielowarstwową muzyką.

W przypadku „Wildhoney” zmiana stylistyki wiązała się też ze sporymi zmianami w składzie. W zespole oprócz Johana Edlunda został tylko basista Johny Hagel. Pozostali muzycy wzięli gościnny udział w nagraniach. Na drugiej gitarze zagrał Magnus Sahlgren, a na perkusji Lars Sköld, który został później w Tiamat na długo. Jest tu też i polski akcent, ponieważ za klawisze odpowiedzialny jest Waldemar Sorychta. Udział to jest nie byle jaki, bo jest to bardzo klawiszowa płyta i instrument ten pełni tu wręcz kluczową rolę.

Wszystko mieni się płonącymi kolorami żółci i czerwieni, a także bursztynu. Każdy utwór ma swoją oddzielną oprawę graficzną i bardzo fajnie to jest zrobione. Już te kolory wskazują na uczuciowość płyty, która jest tu wszechobecna. To jest bardzo emocjonalna muzyka i słychać to przez cały czas.

Tytułowe intro z ćwierkającymi ptaszkami jest króciutkie i nie widzę sensu w nadawaniu mu osobnego tytułu, bo tak naprawdę stanowi początek następnego „Whatever That Hurts”. To samo dotyczy „Kaleidoscope”, który właściwie jest początkiem do „Do You Dream Of Me” i w ogóle ciężko się zorientować gdzie jest ten osobny numer.

Na płycie są jeszcze dwa instrumentalne, podchodzące pod ambient, utwory. Są „25th Floor” i „Planets”. Stanowią one płynne przejścia między właściwymi kompozycjami, nadają nastrojowości kolorytu. Tak więc tych dań głównych zostaje na „Wildhoney” sześć. Różnią się od siebie, ale wszystkie są fenomenalne.

Pierwszy „Whatever That Hurts” jest porywającym hiciorem z wyśmienitym refrenem. Ważne jednak, że w tych utworach są długie części instrumentalne i to nie jest tylko odśpiewywanie piosenek, tylko tu wciąż dużo się dzieje. Gitary i klawisze w cudowny sposób się uzupełniają i tworzą ten magiczny, pełen harmonii świat. Do tego jest tu sporo dodatków w postaci różnych odgłosów, ptaków, deszczu i dzwonków i dzwoneczków. W połowie tego pierwszego kawałka jest świetny motyw basowo-perkusyjny, a następnie na gitarze akustycznej, która też dość często pojawia się na całej płycie. Wokal jest spokojny, wyważony, bardzo uczuciowy, niemalże szeptany. Za to w refrenie Johan nabiera mocy i ryczy wręcz growlingiem.

O ile „Whatever That Hurts” to przebojowy wymiatacz to „The Ar” to już jest prawdziwe przemistrzostwo świata. Sam początek już zwala z nóg. Po pierwsze niesamowicie przechodzi z wyciszającego się poprzedniego kawałka, a ten riff po prostu zabija. Do tego mamy wspaniałe klawisze i niesamowite anielskie chóry. Wszystko razem daje piorunujący efekt. Fantastyczny numer, z ambientowym, klawiszowo-akustycznym przerywnikiem w środku.

Bardziej stonowane i nastrojowe są „Gaia” i „Visionare”. Utwory wolniejsze i spokojniejsze, ale mające w sobie mnóstwo niebywałego czaru i uroku. To jest po prostu piękna i nostalgiczna, baśniowa muzyka.

Jeszcze delikatniej robi się przy okazji „Do You Dream Of Me?” i „A Poket Size Sun”. To już są takie - można nawet powiedzieć -  piosenki. Pierwsza z charakterystyczną gitarą akustyczną i świetną solówką na niej, a druga wręcz taka trochę lukrowana. Mimo to jest to magiczny utwór, z wieloma muzycznymi smaczkami, w postaci na przykład dzwonków czy basowego motywu w tle.

Ta końcówka jest taka już naprawdę odbiegająca od metalowych dźwięków i zwiastuje kierunek w jakim Tiamat będzie podążał w dalszym etapie swojej działalności. Samo „Wildhoney” jest jednak arcydziełem, które w całości broni się pod każdym względem.

Tracklista:

01. Wildhoney
02. Wathever That Hurts
03. The Ar
04. 25th Floor
05. Gaia
06. Visionaire
07. Kaleidoscope
08. Do You Dream Of Me
09. Planets
10. A Pocket Size Sun

Wydawca: Century Media Records (1994)

Ocena szkolna: 6

Komentarze
AbrimaaL : Słuchaj dalej. Raz nie wystarczy. To najbardziej progresywny album zespoł...
zsamot : Ha, po genialnym, poznanym przez teledysk, - zresztą bardzo klimatycznym-...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły