The Gathering istniał już trzy lata i miał na koncie dwie demówki zanim zdołał wypuścić swój pierwszy album. Dwa utwory już przewinęły się na wcześniejszych wydawnictwach, pozostałych sześć to nowe propozycje. Repertuar zaprezentowany na „Always…” to klimatyczny doom/death metal i od zawsze było słychać, że The Gathering jest zespołem, który pragnie wyłamać się poza ramy określające muzykę metalową.
Na razie jednak tylko tak nieśmiało. Gitary są ciężkie, atmosfera posępna, a growling nieprzyjemny. Często jest wolno i topornie jak na starej szkoły doom metal przystało, ale zespół potrafił przyspieszyć i nagrać intensywniejsze partie. Dużo tu jednak dodatków i takiej nostalgii. To jest smutna muzyka, która w połączeniu z filozoficznymi tekstami o starzeniu, przemijaniu i sensie życia, wprowadza w stan takiej tęsknej kontemplacji. Pełno tu klawiszy, tworzących zarówno keyboardowe podkłady, jak i pianinowe interludia. Utwory są długie i obfitują w różnego rodzaju wyciszenia i uspokojenia. Do tego dochodzą damskie wokale i mamy obraz dość typowych dla gatunku początków doom metalu.
Na pewno jest to ciekawe i działające na wyobraźnie, ale nie powiem, żeby to była płyta, która kiedykolwiek zrobiła na mnie większe wrażenie. Wszystko raczej jest takie stonowane i bez fajerwerków. Najfajniejszy chyba jest „Subzero” z ciężkimi riffami i perkusją, a także najbardziej chwytliwym refrenem. Utwór tytułowy jest stosunkowo krótki i instrumentalny. Reszta trzyma się wytyczonych przez siebie standardów. Pozycja solidna, ale chyba nawet wśród największych fanów nie zyskała statusu legendarnej.
Tracklista:
1. The Mirror Waters
2. Subzero
3. In Sickness And Health
4. King For A Day
5. Second Sunrise
6. Stonegarden
7. Always...
8. Gaya's Dream
Wydawca: Foundation 2000 (1992)
Ocena szkolna: 4