Te myśli pojawiają się w mojej głowie jak bańki mydlane, po to by za chwilkę popękać. W końcu gra TOG, nie może być źle. W miarę upływu procentów i czasu zaczynam się bawić coraz lepiej, Kontragekon, Amorphous, Regis, Uzekamanzi i TokioHotel rozkręcają imprezę. Ja się wkurwiam co jest dość normalne ostatnimi czasy. Zaczynają zjawiać się ludzie, całkiem żywi i chętni do zabawy. Po pewnym czasie parkiet jest już zapełniony tak, ze nie idzie wcisnąć szpilki.
DarkPlanet bawi się świetnie. Co prawda pierwsze sety są raczej dziwne, chłopcom z TOGa nawalał nieco sprzęt, mieszanie rytmów, urywanie utworów, puszczanie ich od początku to chyba nie jest element profesjonalizmu. Takie sety to ja potrafię zapodać w winampie, a nawet lepiej bo bez zacinania;-) Jedyny set, który zatrzymał mnie na parkiecie od początku do końca to ten industrialowo-noise’owy. Był naprawde dobry, albo ja bardzo pijana. Jedno nie wyklucza drugiego. Poza tym, ze pewna „nimfa” bardzo namiętnie pragnęła poderwać Amorphous na moich oczach, ale fakt, ze Amorphous uważa, że jest nudna i brzydka sprawił tylko i wyłącznie, że bawiłam się przy tym jeszcze lepiej.
Najbardziej podobało mi się zaś jak wysmarowała sobie dekolt piwem, na zapach próbując podejść psa. Ale pies wie, że czasem lepiej nie tykać, bo można się rozchorować. Imprezę oceniam jako zajebistą względem wiary, muzyka też była rewelacyjna, ale spodziewałam się czegoś więcej po chłopcach, piwo smaczne jak zawsze, chociaż nie przeczę, że miałam dziwne spotkania po jednym z piw… Poza tym na następnego Toga także się wybiorę.