Całkiem przypadkowo trafiłem ostatnio na debiutancki krążek wejherowskiego kwartetu Tehace. Z nazwą spotkałem się kiedyś przeglądając jakieś czasopismo, ale nie zauważyłem, aby o zespole było głośno. Tak czy owak, coś w głowie zostało i o zespole przypomniałem sobie i zapoznałem się z tym wydawnictwem. Czy było warto? Raczej tak.
Tehace na swoim debiucie zaprezentowało death metal bedący połączeniem
tego, co słyszeliśmy na "Nihility" Decapitated i "Once Upon The Cross"
Deicide. Taki oldschoolowy death metal okraszony bardzo nowoczesnym
brzmieniem. Od strony instrumentalnej zespół prezentuje się dobrze, choć
do piania z zachwytu daleko, utwory prostolinijne nie są, sporo się tu
dzieje, ale nacisk jest raczej położony na energiczność i chwytliwość.
Jest więc tu sporo przejść, sporo blastów, ciężkie, chwytliwe, ale nie
przekombinowane riffy, wariackie solówki i mocny growling.O ile od strony kompozycyjnej wszystko jest wszystko w porządku, o tyle brzmienie jest tym elementem, który podzieli słuchaczy. Jest ono bardzo nowoczesne, masa shreddów i triggerów, metaliczny pogłos gitar - wszystko to sprawia, że "Zipped Niose From Hell" brzmi naprawdę ciężko i agresywnie, ale nienaturalnie.
Fani nowoczesnego death metalu i w ogóle nowoczesnego brzmienia na pewno polubią to wydawnictwo - tym bardziej, ze jest to naprawdę dobra muzyka. Zwolennicy bardziej "klasycznego" brzmienia, niekoniecznie sterylnego, mogą kręcić trochę nosem. Nie jest to album genialny, nie jest to też coś odkrywczego - wszystko już słyszeliśmy wcześniej, ale jest tu w zasadzie wszystko co death metal powienien mieć.
Wydawca: Mystic Production (2006)