Z albumu "Eminium", 2000
Słoneczny dzień, stoję na moście wpatrując się w refleksy na falach. Nie znam tu nikogo. Mam w kieszeni pół paczki mocnych i parę grosików. Na szczęście? Wyciągam rękę ku Słońcu i zataczam łuk; codzienną wędrówkę naszej gwiazdy po sferze Niebieskiej. Widzę Słońce, jakim było ponad osiem minut temu... A co ja robiłem osiem minut temu? Stałem tu i paliłem papierosa. Gdybym stał na równiku, przez ten czas przebyłbym prawie 250 kilometrów. Kucam przy barierce, zapalam następnego papierosa. Kiedy zaczynam zastanawiać się nad początkiem Wszechświata, moje myśli w kilka sekund przemierzają miliardy lat świetlnych. Czyli jest coś szybszego od prędkości światła w próżni. Obok mnie przebiega pies, pozostawia na słupie mokry ślad. Gdy kończę palić, ślad już wysycha. Brzęczą komary i śpiewają ptaki. Nie, to samochody trąbią i ludzie klną. Chyba klną, gdyż nie wiem, po jakiemu mówią. Może się modlą? Wsiadam na rower, który już od jakichś dwudziestu minut leżał bezczynnie na chodniku. Jeden obrót i jestem kilka metrów dalej. Genialny wynalazek. A gdybym miał samochód? Byłbym jeszcze dalej i nie musiałbym kręcić. Ale tracić codziennie po kilka godzin w jakimś dusznym biurze, żeby mieć na paliwo i utrzymanie tego luksusu. To zabija osobowość. Tak, nawet gdyby zdarzył mi się wypadek, powiedzieliby w telewizji, że zielony, dajmy na to Volkswagen Golf zderzył się z białym Citroenem Saxo, a o mnie tylko to, że zginąłem lub nie oraz to, że byłem trzeźwy albo nie. Nawet nie podaliby mojego imienia. A, dam sobie spokój z myśleniem o tak poważnych problemach. Ziemia nie potrzebuje kasy, a porusza się po orbicie z prawie dwa tysiące razy większą prędkością niż ten, właśnie wyprzedzający mnie samochód. Tak, ale właściwie to gdzie jest Ziemia? Ta planeta chyba nazywa się Asfalt. Nade mną leci ptak i chyba trzyma w dziobie dżdżownicę. To znak, że gdzieś tu musi być Ziemia. Podążam za nim, ale za chwilę gubię go z oczu, gdyż muszę zatrzymać się na skrzyżowaniu. Nie, to nie skrzyżowanie. Tylko most się zerwał, a na jego brzegu wisi zielony VW Golf. Zawracam. Dojeżdżam do miejsca, w którym stałem na początku tekstu i nie zapalam papierosa, wrzucam do rzeki grosik. Na szczęście! A ona wciąż płynie. Ciekawe, czy jest świadoma, z jaką średnią prędkością, jaki jest jej obecny stan wody. że za chwilę szesnasta, że od jutra drożeją papierosy. Czy ona w ogóle coś rozumie?