Slipknot początkowo nie dawał się łatwo zaszufladkować. Pierwszym albumem wpisał się w szeroki pejzaż przeżywającego właśnie swój boom nu metalu. Na "Iowa" muzycy zdystansowali się już jednak do tego stylu i pokazali, że ekstremalne granie jest im naprawdę bliskie. Przy okazji dwóch kolejnych "długograjów" wyprodukowali za to tyle przyjaznych radiu utworów, że część ortodoksów mogła się czuć rozczarowana. Gdy mogło się wydawać, że Amerykanie zostaną już przy tym poziomie komercji, a dodatkowo niepokoiło odejście cenionego w branży perkusisty Joeya Jordisona, zaskoczyli agresywnym singlem "The Negative One". Czyżby nawiązujący tytułem do nazwiska zmarłego basisty Paula Graya album miał być powrotem do ostrego łojenia?
Otwierające "piątkę" "XIX" zaczyna się dźwiękami spokojnymi i złowieszczymi zarazem. Gdy do skromnego podkładu muzycznego dołącza wokalista z mieszanką wściekłości i rozpaczy w głosie, coraz mocniej się czuje, że coś wisi w powietrzu - że zaraz zespół uderzy z całą siłą. Można sobie wyobrazić, że Taylor rzeczywiście, jak w tekście, leży na podłodze i że próbuje się pozbierać po - w domyśle, gdy zna się historię grupy - śmierci kolegi. Napięcie rośnie, aż w końcu się okazuje, że cały ten utwór wraz z pierwszą minutą następnego stanowi intro przed spodziewanym atakiem - godzinnym. "Sarcastrophe" to rasowa młócka - ekstremalny metal na nisko nastrojonych gitarach ze wściekłym wokalem Taylora. Na początku "AOV" panowie jeszcze podkręcają tempo, chociaż potem pojawiają się i wolniej pulsujące bębny, i melodyjny refren. Łączenie elementów agresywnych i chwytliwych wychodzi im całkiem dobrze. Uwagę zwracają m.in. skandowanie w "Custer" kojarzące się trochę z "I Am Hated" z "Iowa" oraz refren "Skeptic", który w porównaniu do reszty materiału brzmi niemal punkowo.
Slipknot nie zapomina jednak też o chwilach wytchnienia. Mroczne kawałki - "The Devil in I" z przestrzennie brzmiącymi zwrotkami, "Lech" rozpoczęte wbijającym się w pamięć, wykrzyczanym przez Taylora wersem i "If Rain Is What You Want" z mocarnymi wejściami gitary - jeśli już porównywać do zawartości "Iowa", są tu odpowiednikami "Gently", "Skin Ticket" i utworu tytułowego z owego albumu, jedynie bardziej nastrojowymi i melodyjnymi w spokojniejszych fragmentach. Przy tym wszystkim znalazło się też miejsce na element bardziej piosenkowy. Nieco syntetycznie brzmiący "Killpop" nie razi jednak, nawet wśród prawdziwie metalowych kompozycji. Również smutna balladka "Goodbye" nie przeszkadza - jest przecież odpowiednio mroczna, zresztą w połowie nabiera ciężaru.
Inny charakter mają dwuminutowy przerywnik "Be Prepared for Hell" i dowcipne ścieżki ukryte na końcu albumu. Nawet bez nich ".5: The Gray Chapter" trwa ponad godzinę, co niestety minimalnie mu szkodzi. Do usunięcia najbardziej nadaje się "Nomadic", które trochę ginie w całości i przy którym słuchacz może być już lekko zmęczony.
Piąty album Slipknot nie jest aż tak ciężki i intensywny jak "Iowa", ale niewiele mu do tego brakuje. Z pewnością jest za to dojrzalszy. Tak naprawdę przystępności też nie unika, ale daleko mu do tego, co się działo na "Vol. 3: (The Subliminal Verses)", a nawet "All Hope Is Gone". Choć każdy album grupy ma swoich zwolenników, ten stawiam wśród lepszych.
Tracklista:
01. XIX
02. Sarcastrophe
03. AOV
04. The Devil in I
05. Killpop
06. Skeptic
07. Lech
08. Goodbye
09. Nomadic
10. The One That Kills the Least
11. Custer
12. Be Prepared for Hell
13. The Negative One
14. If Rain Is What You Want
Wydawca: Roadrunner Records (2014)
Ocena: 8/10