Płyta „Lupus Dei” to drugi krążek metalowców z zespołu Powerwolf. Pierwszego („Return In Bloodred”) nie dane mi było „skosztować”, jednak jeśli jest to materiał dorównujący recenzowanemu wydawnictwu to jeszcze dziś zaczynam wyszukiwać go w sklepach internetowych, bo w dobie panującego wszem i wobec kryzysu zapas tego muzycznego antydepresantu może się szybko skończyć.
„Lupus Dei” to album utrzymany w klasycznej, heavymetalowej konwencji najwyższej próby. Wiadomo, że w tego typu graniu niezwykle trudno o oryginalność. Panowie z Powerwolf wydają się świetnie zdawać sobie z tego faktu sprawę, dlatego na „Lupus Dei” postawili na nośne, chwytliwe kompozycje oparte na ostrych jak brzytwa gitarach oraz niepowtarzalnym wokalu niejakiego Attili Dorna. Całość rozpoczyna klimatyczne intro, po którym następuje istna nawałnica metalowych hitów, których pozazdrościć mogłoby wielu tuzów tego typu grania. Już pierwszy, następujący po wybrzmieniu intra, kawałek udowadnia, iż chłopaki odrobili lekcje i nie tylko wiedzą na jakich patentach powinien być oparty dobry kawałek heavy metalu, ale również umieją swoją wiedzę wykorzystać praktycznie.
Każdy utwór zawarty na „Lupis Dei” posiada fajny refrenik (często z chóralnymi zaśpiewami), dozę „wampirycznego” klimatu oraz szczyptę oryginalności, która sprawia, iż każdy utwór ma swoją tożsamość.
Na podkreślenie zasługuje również ogromny dystans, jaki mają do siebie i swojej twórczości muzycy Powerwolf. Wystarczy przeczytać tytuły niektórych kawałków czy obejrzeć zawarte w booklecie zdjęcia zespołu by uświadomić sobie, że Powerwolf to na szczęście nie kolejny, nadęty do granic możliwości, Manowar.
Metal serwowany przez Powerwolf nie jest infantylny i przesłodzony jak 90% procent wydawnictw z tego gatunku, co w moich uszach, jako niezwykle krytycznego odbiorcy tego typu muzyki, jest samo w sobie ogromnym plusem. Jeżeli dodać do tego znakomite kompozycje zawarte na „Lupus Dei” oraz kunszt poszczególnych muzyków (na czele z wokalistą) to rysuje nam się obraz znakomitego heavymetalowego albumu, jakim „Lupus Dei” niewątpliwie jest. Dla mnie recenzowane wydawnictwo jest najlepszym albumem ostatniego dziesięciolecia w kategorii heavy metal.
Ocena: 9/10
Tracklista:
01. Lupus Demonae (Intro)
02. We Take It From The Living
03. Prayer In The Dark
04. Saturday Satan
05. In Blood We Trust
06. Behind The Leathermask
07. Vampires Don't Die
08. When The Moon Shines Red
09. Mother Mary Is A Bird Of Prey
10. Tiger Of Sabrod
11. Lupus Dei
Wydawca: Metal Blade (2007)
Vammp : Nieznam tego zespołu, chodź trzeba bedzie sie kiedyś zapoznać z tw...
oki : a dla mnie jest to album wprowadzający nową jakość. Coś jak Volbe...
Harlequin : przesłuchałem i jakoś nie odnajduje w tej płycie tego co Ty widzisz....