Druga misja Planet Hell wyruszyła z Ziemi, aby dotrzeć na Solaris – planetę z powieści Stanisława Lema o tym samym tytule. Cała płyta bezpośrednio odnosi się do tego dzieła i stanowi jego muzyczną interpretację. Lecimy więc w kosmos, wkraczając w nowy świat i odkrywając nowe zjawiska i problemy. I tak jak niełatwe jest badanie wszechświata i rozszyfrowywanie tajemnic solaryjskiego oceanu, tak wcale niełatwa poznawczo jest „Mission Two”. Zajrzyjmy więc do dziennika pokładowego.
A jest do czego zaglądać. Płyta wydana jest przez Mad Lion Records w powiększonym kartonowym formacie z bogato ilustrowaną książeczką, nazwaną właśnie kapitańskim dziennikiem, w której teksty występują w wersji oryginalnej oraz polskich tłumaczeniach. A są one wyrywkowe. Nie stanowią opowieści, a uwypuklają jej fragmenty. Dużo w nich uczuć i emocji, bo o tym też traktuje książka, a wśród neutrinowych transcendencji i generującej się antymaterii rozgrywa się nieszczęśliwy wątek miłosny o czym przypomina pojawiający się głos kobiecy. W „Report” mamy też mówioną kwestię męską. W odległej przestrzeni dzieją się rzeczy mające zupełnie inny wymiar i dostające całkiem nowych znaczeń, jakie trudno byłoby sobie wyobrazić z powierzchni Ziemi. Zaśpiewane jest to głosem charkotliwym, ale zdartym. Jakby z takim aluminiowym, elektrolitowym posmakiem, który wtapia się w korpuskularną strukturę utworów i sprawia wrażenie mroźnego oddechu czy też konsystencji ciekłego tlenu.
Podobnie zmetalizowane brzmienie mają instrumenty. Dodając do tego niebiesko-czarną oprawę graficzną łatwo zauważyć, że wszystko to bardzo do siebie pasuje i stanowi jedną całość. Muzycznie jest to kosmiczno-industrialny, progresywny death metal z dużą ilością gitarowego grania. Wprawdzie perkusja i bas spełniają tu dosadną rolę, sumiennie troszcząc się o bogate tła i często wyczyniając wiele wybijających się na wierzch ewolucji, ale to gitary prowadzą ekspedycję ku kolejnym wyzwaniom, nadając im afektywności i powodując wartkość oraz precyzję podjętych akcji. Mimo digitalizacji przedsięwzięcia, komputerowe przestrzenie pojawiają się raczej jako uzupełnienia i łączniki między utworami, a to gitary tworzą główną transcendencyjność przekazu za pomocą niezliczonej ilości zawirowań, poplątanych riffów oraz solówek.
Nie wszystko jednak jest pogmatwane, bo występują tu też wolniejsze przestrzenie, oazy spokoju, jakby próżniowe bańki pośród astralnej burzy, gdzie byty osiągają więcej akustycznej stateczności. To jednak fragmentarycznie, na przykład na początku „Encounter”, który oferuje mnóstwo atrakcji, bardzo progresywnych momentów, czystszych wokali i basowego zamętu. Cały wolny i wprowadzający w tok fabuły jest pierwszy „Newcomer”, zwolnienia występują też w „Farewell", głównie jednak mamy do czynienia z muzyką intensywną, zmienną i z mocnym, death metalowym podkładem.
Tak jak wspomniałem we wstępie „Mission Two” nie jest łatwa do rozgryzienia. No, ale chyba słabo by było polecieć w kosmos, wrócić i nic. Wszystko już wiedzieć. Aby odkryć Solaris i jej impulsywny, przemawiający językiem matematyki, ocean, trzeba wgłębić się w niego wiele razy. Trzeba go przebadać, poświęcić mu dostateczną uwagę, a wtedy, stopniowo zacznie odkrywać przed nami swoje możliwości. Z każdym kolejnym odsłuchem okaże się, że płyta jest coraz bardziej spójna, coraz atrakcyjniejsza instrumentalnie, a każda odyseja odbywana będzie z coraz większą przyjemnością. Aż do jej nieszczęśliwego końca.
Tracklista:
1. Newcomer
2. Reya
3. Report
4. Encounter
5. Demons
6. Oxygen
7. Experiment
8. Farewell
9. Epilogue
Wydawca: Mad Lion Records (2019)
Ocena szkolna: 5