Nile bardzo szybko zapracowało sobie na miano nowych bogów death metalu, prezentując umiejętne połączenie brutalnego, technicznego death metalu oraz motywów egipskich granych na przeróżnych, dziwacznych instrumentach. Po oszałamiającym sukcesie "In Their Darkened Shrines", które praktycznie z miejsca okrzyknięto kamieniem milowym death metalu, zaczęto głośno mówić o tym, że Nile się wyeksploatowało, że brakuje pomysów na nowy album. Co więcej - zespół opuścił Tony Laureno, który nagrał fenomenalne partie perkusji na "In Their Darkened Shrines", oraz basista Jon Vesano. Nowym nabytkiem zespołu okazał się George Kollias, który stukał w bębenki w Nightfall.
Tuż po wydaniu "Annihilation Of The Wicked", wielu recenzentów z góry bardzo krytycznie oceniło ten album zarzucając mu wtórność. A jak jest naprawdę ?Nile nagrało album trochę ... inny. Zespół postawił na pewną synkretyzację swojej twórczości, tworząc w obrębie wypracowanego stylu album, który zawiera najlepsze elementy z dotychczasowej twórczości Karla Sandersa i spółki. "Annihilation" jest bowiem albumem bardziej konkretnym, zdecydowanie mniej symfonicznym i epickim a za to bardziej death metalowym od poprzedniczni. Dalej jest to ten sam Nile, przesycony motywami egipskimi, lecz są one schowane i ograniczone do pewnych schematów. Utwory, pomimo, że nadal mają epicki charakter są zdecydowanie prostsze i bardziej przejrzyste w swojej budowie, a tym samym bardziej chwytliwe.
Płyte rozpoczyna wspaniałe intro grane na jakimś egzotycznym instrumencie strunowym, które szybko przechodzi w ultraszybki i ultrabrutalny "Cast Down The Heretic". Od razu daje się zauważyć, że brzmienie jest mocne, soczyste, werbel brzmi dosyć sterylnie, ale jest świetnie nagłośniony. Kolejną rzeczą przykuwającą uwage jest zmiana stylu gry gitarzystów. Solówki są bardziej zdeharmonizowane, sprawiają wrażenie niechlujnych, podczas gdy riffy opierają się na ciężarze i brutalności. Utwór kończy się niesamowitym zwolnieniem na tle którego Kollias daje próbkę swoich umiejętności.
Kolejny "Sacrifice Unto Sebek" to krótki rzeźnicki numer typowy dla tego zespołu, chyba najmniej przykuwający uwagę.
"User-Maat-Re" to pierwszy epicki numer na płycie, gdzie akustyczne intro przeradza się w fantastyczny, mięsisty zapadający w pamięc riff. Utwór jest dosyć wolny, a w środku otrzymujemy mocvarne zwolnienie ze świetną solówką. Jest to jeden z lepszych utworów na płycie.
"The Burning Pits Of Duath" to bardzo szybki utwór z czytelnym riffem przewodnim i świetnym piórkowaniem w środku numeru.
Kolejny numer o monstrualnym tytule "Chapter For Obeisence Before Giving Breath To The Inert One In A Presence Of A Crescent Shaped Horns" zaczyna się jazzową partią perkusji zagraną w ekstremalnym tempie, która przechodzi w bardzo motoryczny numer. Końcowe półtora minuty utworu, w którym zespół powtarza jeden motyw w kółko, niestety jest zbyt monotonne.
"Lashed To A Slave Stick" to totalny killer oparty na 2-3 riffach. Niesamowita energia i motoryka tego numeru przypomina cięższą wersję początku "Shattered" Pantery. Utwór galopujący, przywodzący na myśl ... power metal! Co więcej - pojawia się w środku utworu zwolnienie, w którym zespół usiłuje, niestety nieudolnie, brzmieć melodyjnie.
Po kolejnym krótkim, instrumentalnym przerywniku otrzymujemy najlepszy na płycie utwór tytułowy, który rozpoczyna się szybko, aby po chwili przejść w wolny, rytmiczny, galopujący riff grany unisona, przeplatany szybkim piórkowaniem. Owa rytmika nadaje temu utworowi patetyczności, którą podkreśla bardzo klimatyczne i techniczne solo.
Kończący płytę "Von Unaussprachlichen Kulten" zaczyna się ciężkim, wolnym, marszowym riffem. Utów utrzymuje patos poprzedniego numeru. W środku kawałka otrzymujemy najlepsze solo na płycie. Kolejny bardzo dobry numer.
Ciężko jest mi mówić, że zespół zjada swój ogon. Podobnie jak Opeth, tak i Nile opiera swoje utwory o własne wypracowane schematy i od tej strony, może i albumowi brakuje świeżości. Same zaś kompozycje trzymają bardzo wysoki poziom i ciężko jest się do czegokolwiek przyczepić. Kollias gra może bardziej bezpośrednio od poprzedników, dając odrobinę miejsca dla gitarzystów. "Annihilation ..." jest bardzo gitarowym albumem a zarazem chyba najbardziej chwytliwym w karierze zespołu.
W zasadzie jedyną rzeczą, do której przyczepiłbym się to sposób nagrania wokali. Płyta posiada bowiem tak rewelacyjne brzmienie, że niestety moc wokali jest zabita. Każdy z growlingów pozbawiony jest pogłosu, a tym samym brakuje trochę brutalności. Najbardziej ucierpiał Toler - Wade (to ten najbrutalniejszy growling), który brzmi beznamiętnie.
Sytuację Nile można porównać do Morbid Angel, które po 3 "epickich" albumach nagrał jakjże inną "Domination". Niewątpliwie "Annihilation ..." będzie albumem, który podzieli fanów zespołu. Należy jednak pamiętać, że nagrał ją jednak ten sam zespół, a płyta jest bardzo dobra, więc polemikę nad lepszością albmów zostawiam innym.
Wydawca: Relapse Records (2005)
rob1708 : pokazali we Wrocławiu Klasa ,niesamowita technika i radość grania ,kon...
zsamot : Niektóre płyty trza chyba krytykować, tak dla zasady... Właśnie obs...
KostucH : W sumie racja, mój błąd. Ale wiesz...stroją niżej a dodaj do tego jes...