Ich styl bycia staje się teatrem, którym nie chce być, który jest nieświadomy podziału na scenę i aktorów. Taki specyficzny goth-osobnik chce być po prostu sobą tak, jakby nie zdawał sobie sprawy, że odbija się w innych. "Żeby być najpierw sobą, musimy być najpierw innymi" (J. Krzemiński). Żeby znaleźć swą tożsamość, trzeba zwrócić oczy ku otoczeniu, stworzyć kreacje na wzór wyznaczony przez inspirowanie się innymi. Wewnętrzna potrzeba wyrażania siebie wypływa z "naturalnego ja" tworząc maskę i kostium potrzebne do przeistoczenia się w „ja kreowane”. Maski tej najczęściej nie można już zdjąć z twarzy. Jednak to nie boli, oni nie są jej niewolnikami, choć nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że budują na nowo siebie. To im nie przeszkadza, wręcz przeciwnie- pomaga. Niewiarygodne, jak bardzo każdy jest inny w swej masce i jak każda z tych masek jest do siebie podobna. Myślą nad sobą, odkrywając kolejne warstwy duszy, nakładają kolejne warstwy ostrego makijażu i czarnych płacht materiału. Gdy tak przedstawia się ten "teatr", widać nie tylko maski i kostiumy, ale także i role. Specyficzny styl bycia nowoczesnym, wyrafinowanym pseudo-wampirem, niezależnym od żadnych praw natury jest perfekcyjnie dobrany do wizerunku. Z pewnością taka ocena może wydać się niesprawiedliwa, ale wielu z nich naprawdę posługuje się taką instrukcją, jak tworzyć pełen obraz nietypowego widowiska. Prawdziwy spektakl na scenie życia.
To specyficzne zjawisko ma rzeczywiście rodzaj wyrafinowanej sceny. Choć, jak już wcześniej wspomniałam, granica między nią a rzeczywistością jest płynna, tak jak zresztą rozróżnienie między "naturalnym ja" zwykłego człowieka a "ja kreowanym" aktora. Jednak można zaryzykować takie wyróżnienie. Są to festiwale, coraz bardziej popularne wśród młodzieży. Obserwowanie publiczności jest często równie ciekawe jak oglądanie koncertów muzyki gothic. Te dwie sceny - autentyczna oraz przestrzeń pod nią - są często równoważne, przenikają się, a podział między nimi zanika. Takim nietypowym pokazem mody jest także miejsce, gdzie spotykają się, by się bawić, by zaczarować swymi kreacjami, by budzić podziw i uznanie. Takie miejsce to niekiedy twierdza podziemna, wilgotne lochy, kamień przy kamieniu na mokrej ścianie. Czuć na nich mech w zakamarkach. Zimą na suficie skrapla się woda. Wszędzie świece, wszędzie ciemność. Mrok panuje, czarne postacie w długich szatach wciąż przyćmiewają te niewyraźne ogniki światła. W takim miejscu błyśnie czasem ciężkie srebro na szyi, potężny krzyż przy płaszczu, ćwieki, obroże, łańcuchy, wszystko to spowite w fałdach materiału lub też okalające skąpo ubrane dziewczyny. Łańcuchy dzwonią w rytm szybkiej, agresywnej muzyki, pełna harmonia dźwięku i obrazu. Tańczą ściśnięci na małym parkiecie, a bezkompromisowa muzyka działa na podświadomość. Zarówno tańczący jak i siedzący, wpadają w trans. Na parkiecie snują się, wyczuwają mroczną przestrzeń przed sobą, jakby ją odganiali rękoma. Widzą siebie nawzajem, ale tak jakby nie istnieli dla siebie, choć dobrze się znają. Przez zamknięte oczy tylko wyczuwają swą obecność lub też martwo patrzą w jeden punkt na ścianie. Widok zdumiewający, czarne manekiny hipnotyzują na dziwnej scenie nierzeczywistym widowiskiem- transem.
Ta specyficzna widowiskowość ich mody, nietypowość stroju ma swój cel. Oczywiste jest, że ma ważne zadanie. Pomaga w uniknięciu izolacji i poczucia osamotnienia. Tworzą się niebanalne w wyrazie grupy o podobnym stosunku nie tylko do mody, ale i do całego świata, jego wielu aspektów. Trafnie to zjawisko przedstawiła Alicja Kuczyńska w książce "Wzory modne w życiu codziennym". Tłumaczy, że moda pozwala przyswoić sobie kult wspólnoty, więzi, równocześnie nie żądając niczego w zamian. Uważa, że za parawanem mody można swobodnie przynależeć do innej grupy, uczestnictwo we wspólnocie mody jest równocześnie na tyle pozorne, że zawsze można „grać’ tylko zewnętrznością. Przed tym właśnie bronią się, przynajmniej część z nich, fani muzyki gothic. Nie chcą być uważani za prowizorycznych odtwórców wymyślonych dla siebie ról. Chcą być prawdziwi i tak chcą być traktowani. Ich strój, kostium może faktycznie zamienia się w prawdziwą skórę. Chcą, by grane przez nich role "mrocznych wampirów", "cmentarnych nimf", czy też po prostu "zwyczajnych" na czarno ubranych osobników stały się odzwierciedleniem ich osobowości, a nie tylko udawaniem. Faktycznie "treści mody, jak i będące ich nosicielami wytwory oddziałują przez swoje odbicie w psychice odbiorcy" (Kuczyńska). Narzucają wzory wartości, zachowań i działań. W tak nietypowym pokazie mody mogą wziąć udział tylko osoby, które akceptują określony typ hierarchii wartości. Sytuacja jednak nie jest tak jednoznacznie określona, komplikuje się, ponieważ cechą ich mody jest nieuleganie jej. Uleganie modzie jest przecież formą naśladownictwa, jak pisał Georg Simmel, a oni przecież nie chcą naśladować. Jednak czy to jest możliwe? Aktor, który nie jest aktorem, odkrywa wciąż nowe horyzonty wciąż tej samej przecież czerni. Najprawdopodobniej jest to forma oryginalnego naśladowania, ciągłego "wykrzywiania niegdyś prostych dróg". Nie jest to wcale negatywne zjawisko. Widowiskowy charakter ich mody jest najlepszym sposobem na obronę przed szarą rzeczywistością, a także, co ważniejsze, sposobem na pokazanie siebie z tej strony, z której chcą być oglądani. Z pewnością jest to forma manipulowania własnym wizerunkiem- być postrzeganym jako ktoś inny, wyjątkowy. Jak teatr - być niecodziennym, nierzeczywistym, albo raczej mieć poczucie osadzenia w obcym świecie. Ujawnia się więc głębszy aspekt mody. Nie jest ona tylko przejawem czysto zewnętrznym, lecz także społecznym i psychicznym podkreśleniem własnej osobowości i sytuacji społecznej. Określenie własnej tożsamości okazuje się w tym momencie o wiele prostsze, drogą do niej jest przynależność do grupy, z którą można się identyfikować. Najbardziej wyrazistymi, ale wcale nie najprostszymi tego sposobami są właśnie widowiskowe atrybuty ich mody. Fakt upodobnienia zewnętrznego bywa identyfikowany z utożsamieniem w sferze wewnętrznej. Analogicznie- noszenie teatralnej maski odbija się wyraźnym echem w ich psychice, osobowości, we wnętrzu. Starannie przypinają sobie inną twarz, w ich mniemaniu tę lepszą. Często, a może nawet częściej, jest odwrotnie. Chęć ukrycia siebie, przemodelowania prawdziwego "ja" ujawnia się wchodzeniem w wykreowane role. Kuczyńska napisała, że esencja człowieka nie da się pomyśleć bez ubrania. Nagość człowieka sprawia, że ta esencja znika. Jest to bardzo pesymistyczne stwierdzenie. Jednak rzeczywiście można się zastanowić, czy poprzez często "przerysowany" strój teatralny człowiek nie chce zakryć swego pustego wnętrza? To nie jest jawne wytykanie błędów ich interesującym skłonnościom, ta cecha często dotyczy nas wszystkich. Coraz częściej nasuwa się pytanie, które sformułowała Kuczyńska, czy dzięki ubiorowi mamy duszę? Czy dzięki ubiorowi można ukryć pustkę istniejącą w miejsce tego, co duchowe? Ja uważam, że nie. Zbyt często za tą maską, kostiumem toczy się walka o siebie samego. Pełen obraz teatralnej kreacji, pełen obraz zatracania siebie dla uzyskania siebie.
Dakota : Szczerze to najlepszy felieton jaki do tej pory czytalam na DP. Gratuluje :)
Aeternabilis : Nie kazdy kto ubiera sie jak goth - koniecznie ma cos do przedstawieniem s...
Depeche_Mona : ............nie tylko gotycka młodzież tak się ubiera,starsi też tak lubią no...