Nie pytajcie mnie dlaczego najważniejsze demo oldschoolowego black metalu zaczyna się od kompozycji klasyka Conrada Shnitzera. Nie pytajcie czemu ikona ekstremy muzyki metalowej nagrywa prawie 18 minut materiału totalnej ignorancji dla tego co zwykliśmy dotąd nazywać muzyką odnosząc przy tym sukces. Nie pytajcie jak to się stało że grupa szajbusów z głębokiej Norwegii założyła jeden z najbardziej rozpoznawanych zespołów najczarniejszej z czarnych scen metalowych. Dość że posłuchacie. Panie i panowie – "Deathcrush".
Bez ściemy – wydając to 8-mio kondygnacyjne cudo w 1987 roku ekipa z Mayhem musiała wzorować się na dokonaniach Bathory. Wtedy nikt nie grał jak oni. A i oni nie wiedzieli gdzie ich to zaprowadzi. Potężne dotąd niespotykane ściany dziwięku brudnej zardzewiałej i niechlujnej pracy gitar podbite pędzącym na oślep rytmem popieprzonej jak flaki z olejem perkusji stało się z mijesca nie tylko etykietą grupy ale i wyznacznikiem nowych gatunkowych standardów. Zobacz sobie "Necrolust" żeby wiedzieć o co chodzi. To co tam się dzieje odzwieciedla cały krążek – chaos dezorganizacja i brak jakiegokolwiek wyczucia estetyki. I taki black metal ma być i taki już będzie.
Nawiasem wspomnę że Mayhem na demówkę wpuścił swój kower "Witching Hour" Venomów i skopał tym mój tyłek. Chłopaki bawią się naprawdę dobrze aż do ostatniego numeru który zamyka całość tego chorego materiału.
Nie ma sensu pisać że to nie dla każdego bo trzeba lubić black metal żeby go słuchać. Powiem więc że "Deathcrush" nagrany tyle lat temu przez The True Mayhem to prawdziwa ikona gatunku.. Obok krążka nie da się przejsć obojętnie i nie da się pominąć chcąc do black metalu przysiąść.
Tracklista:
Silvester Anfang
Deathcrush
Chainsaw Gutsfuck
Witching Hour
Necrolust
(Weird) Manheim
Pure Fucking Armageddon
Outro
Wydawca: Posercorpse Records (1987)