Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Marilyn Manson - Eat Me, Drink Me

Marilyn Manson, niegdyś największy prowokator, już dawno stracił ten tytuł, a jego "siła rażenia" bliska jest już zeru. To co ma straszyć, raczej już tylko śmieszy... Nie chodzi tylko o sam wizerunek czy zachowanie. Nawet tekstami i muzyką nie szokuje jak kiedyś. Jedyne co może obecnie zrobić wrażenie (oczywiście zdaniem Mansona), to dwuznaczny tytuł nowego albumu, którego recenzji właśnie się podjęłam.
Podobno teraz Pan Manson spoważniał, czego świadectwem ma ta płyta. Jak mówi sam Mistrz: "To album bardzo osobisty, jak żaden wcześniejszy". To prawda. Warner użył tu taniego chwytu: rozwiedziony facet, który nie może sobie poradzić z samotnością i długo czasu zajmuje mu otrząśnięcie się po rozstaniu z żoną, nagrywa smutną płytę inspirowaną tymi przeżyciami. Ponadto los nie oszczędza także jego najbliższych (u jego matki wykryto raka). To, zdaniem Warnera, najlepszy okres na nagranie "gotyckiej, mrocznej" płyty. Zapowiedzi o nowym, bardzo osobistym albumie sprawiły, że wzrosło, jak nigdy wcześniej, zainteresowanie nowym dziełem, nawet kilka miesięcy przed premierą. Wielu czekało i zacierało ręce, spekulowano jakiemu wcześniejszemu albumowi nowy będzie najbliższy. Jednak na zapowiedziach i oczekiwaniach się skończyło. Po przesłuchaniu płyty wiem, że zapowiedzi były dalece na wyrost a Warner (prawdziwe nazwisko Mansona) robi po prostu dobrą minę do złej gry. Nowa płyta zawiodła wielu. Także mnie...

"Eat Me Drink Me" to muzyczny ukłon w stronę klasyki rocka, glamu, a nawet gotyku. Niestetym jest tu jednak pewien poważny problem. Taki styl nijak pasuje do osoby Marilyn Mansona. Facet, który większość swojego życia poświęca na szkalowanie świętości, uprawianie industrialnego rocka na swój sposób, na jednej z płyt kreuje się na znarkotyzowanego Antychrysta, kilka lat później wskakuje w eleganckie garnitury próbując przekonać siebie i wszystkich o swojej wielkiej groteskowej miłości po czym niezgrabnie na wszystkie strony składa ukłony tradycyjnemu rockowi wypada tu bardzo niewiarygodnie.

Otwierający płytę "If I Was Your Vampire" pachnie inspiracjami klasycznymi zespołami gotyckimi lat 80, jednak zbyt długi, ciężkawy wstęp i "ambitny" tekst o "byciu wampirem" szybko psuje ten efekt. Zresztą nie od tej płyty mankamentem Warnera są banalne teksty o niczym. Słowa utworów z "Eat Me, Drink Me" potwierdzają po raz kolejny tę regułę. Cała płyta tematycznie przywołuje dalekie echa historii Alicji W Krainie Czarów (Manson podobno nadal kręci film oparty na książce Lewisa Carolla), a z drugiej strony to rozrachunek z przeszłością samego muzyka, który wyraźnie dał sobie spokój z wytykaniem błędów i wad amerykańskiemu rządowi i społeczeństwu. Teksty miały wiać melancholią, nastrojem rodem z twórczości gotyckiej, jednak słowa utworów z tej płyty to jedynie parafrazy tego jaki miał być efekt końcowy. Kolejnym minusem płyty jest... wokal. To co miało być zaletą i podstawą zespołu, tu po prostu drażni. Śpiew Warnera poddany elektronicznej obróbce i skłonność (zwłaszcza na tym albumie) do przerywników w postaci długich jęków irytuje. Ponadto po przesłuchaniu płyty "Eat Me, Drink Me" pozostaje wrażenie złego doboru repertuaru na krążku - na płycie skompletowano nagrania którym wyraźnie wokalnie nie sprostuje Manson co psuje ogólny efekt odsłuchu. Lekceważąc "wokalne popisy" jestem w stanie przebrnąć przez (prawie) całą zawartość płyty, która sprawia wrażenie najbardziej ambitnej spośród dotychczasowych. Po wielokrotnym odsłuchu największe pochwały należą się nagraniom "Putting Holes In Happiness" (ciekawie zaaranżowana, ekspresyjna solówka), "They Said Hell's Not Hot" (za muzyczne nawiązanie do klasycznego rocka), "Just A Car Crash Away" (pomysłowo wyeksponowana "garażowa" perkusja + wielopoziomowe solo gitarowe), "Evidence" (stopniowe budowanie napięcia w utworze) oraz... głównemu producentowi tej płyty - Skoldowi (biedaczyna, na jego barkach spoczęło nie tylko wyprodukowanie całej płyty ale i nagranie większości instrumentów), który dwoi się i troi by zatuszować wokalne i tekstowe potknięcia tego materiału. Niestety, na próżno.

Pod względem produkcji "Eat Me Drink Me" stoi naprawdę na wysokim poziomie. Utwory nagrane są z zegarmistrzowską precyzją, ciekawie zaaranżowane, w nagraniach wiele się dzieje a każda najmniejsza pustka zostaje szybko wypełniona. Krótko mówiąc, miłośnicy powrotów do klasyki rocka i glamu, którym obojętne jest, że to zespół Marilyn Manson, znajdą tu napewno coś dla siebie. Mało tego, atutem żadnej z wcześniejszych płyt nie była szalenie ambitna muzyka i estetyczność wykonania. Niestety, prawdopodobnie te dwa najmocniejsze punkty tej płyty okazały się wśród fanów zespołu nie do zniesienia. Konstrukcja nagrań przeznaczona do analizowania każdego dźwięku, ogólne piękno wykonania + naciągany image i (grafomańskie, przyp. aut.) autodestrukcyjne teksty mogą okazać się dla wielu "przyjaciół" zespołu utrzymujących koniunkturę Marilyn Manson solą w oku.

Tracklista:

01. If I Was Your Vampire
02. Putting Holes In Happiness
03. The Red Carpet Grave
04. They Said Hell's Not Hot
05. Just A Car Crash Away
06. Heart-Shaped Glasses (When The Heart Guides The Hand)
07. Evidence
08. Are You The Rabbit?
09. Mutilation Is The Most Sincere Form Of Flattery
10. You And Me And The Devil Makes
11. Eat Me, Drink Me

Wydawca: Nothing Records/Interscope Records (2007)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły