Z cyklu "tak narodził się black metal" obowiązkowa pozycja dla sympatyków wysokich temperatur i piekielnego klimatu - Marduk, "Dark Endless". To był rok 1992, wciąż rozwijająca się scena skandynawskiego czarnego metalu miała się coraz lepiej, ale wciąż nie dość dobrze. Wypróbowane marki jak Mayhem, Immortal, Darkthrone, dzielnie szerzyły szatańską sławę na cały świat już od jakiegoś czasu, Marduk miał być po prostu kolejną grupą kopiącą chrześcijańskie tyłki. I udało się, bowiem "Dark Endless" sieje grozę, zgubę i zniszczenie.
To bez wątpienia jeden z najbardziej
mocarnych kamieni milowych skandynawskiego black metalu, jedno z
najbardziej charyzmatycznych "potępionych dzieł" tamtego
okresu, jeden z krążków, obok których nie sposób przejść
obojętnie. Muzyczna rzeźnia zamknięta w 8 przystępnych utworach,
lejąca żar piekielnych kotłów, deszcz bluźnierczych słów i
kaskady potężnych, dopracowanych w studio riffów, na głowy
oszalałych z dzikiej radości uczestników prawdziwej muzycznej
uczty. Jednym słowem - ekstaza. Może moje słowa wydają się
troszeczkę przesadzone, może nawet bardzo, ale emocje towarzyszące
mi za każdym odsłuchem "Dark Endless" pozostają nie
zmienne, choć minęło już kilka lat od czasu gdy album ten był
dla mnie nowością.
Po za tym, że "Dark Endless"
to album nieśmiertelny, warto zwrócić uwagę na kilka innych
kwestii czyniących go prawdziwym i "bez wazeliny" dziełem
muzycznym. Wsłuchując się od pierwszych sekund w dźwięki "Still
Fucking Dead (Here's No Peace)" zarażamy się mistyczną,
"pokrzywioną" atmosferą krążka. Klawiszowy wstęp budzi
naszą czujność, przygotowuje na spotkanie z resztą płyty, które
następuje po kilkunastu sekundach jeszcze w tym samym utworze.
Marduk nie zamierza nas oszczędzać. Od razu i bez wahania
dostajemy po uszach potężną dawką ciężaru, która przez
następne kilkadziesiąt minut, rzadko kiedy ma być mniejsza.
Wprowadzeni raz w osłupienie w okolicach kolejnego, "Within The Abyss" oswajamy się ze stylem Marduka, gotowi na kolejne "przystanki". Jak powiedzieliśmy jest ich jeszcze 6 i co znamienne bardzo łatwo je odróżnić. Te kawałki nie tylko charakteryzuje częsta zmiana tempa, ale także niemal wirtuozerskie umiejętności perkusisty i gitarzysty. Sola brzmią naprawdę zniewalająco jak chociażby to z "The Funeral Seemed to be endless", praca perkusji też zresztą powinna się podobać. To nie jest zwykłe nawalanie po garach - byle do przodu. Przy okazji takich kawałków jak "Departures from the Mortals" czy "Holy Inquisition" Andersson jawi się jako geniusz zestawu perkusyjnego, znów troszkę na wyrost - "black metalowy Lars Ulrich". Ale to nie wszystko, bowiem obok klasycznego instrumentarium swoją obecność, od czasu do czasu akcentują także klawisze. Czego zatem chcieć więcej? Można tylko jednego! Idąc za autorem innego artykułu o Marduk, życzyć sobie, by nigdy się nie zmienił.
Tracklista:01. Still Fucking Dead (Here's No Peace)
02. The Sun Turns Black As Night
03. Within The Abyss
04. The Funeral Seemed To be endless
05. Departures from the Mortals
06. The Black
07. Dark Endless
08. Holy Inquisition
Wydawca: No Fashion Records (1992)
DEMONEMOON : Kanon!!!!
XQWZSTZ : Całkiem dobra płyta, dość różna od tego co prezentowały w ty...
Harlequin : Jeśli chodzi o Marduk to u mnie wygląda to tak: 1. Those Of The unl...