„The Return Of The Fabulous Metal Bozo Clowns” jest kontynuacją parodiowego thrash metalu, jaki Lawnmower Deth zaprezentował na “Ooh Crikey It’s… Lawnmower Deth”. Nie jest to zwykły thrash metal, bo dużo w tym punka i hardcorea. Jednym słowem crossover. I to taki dla jaj.
Płyta charakteryzuje się dużą ilością krótkich kawałków. Niektórych nawet bardzo krótkich, ale większość spełnia standardy muzycznych utworów i jest sporo nawet całkiem niezłych. Lawnmower Deth potrafi pograć na instrumentach, zaserwować solówki oraz stworzyć fajne melodie i refreny. Najlepszy, moim zdaniem jest „Paranoid Polaroid”, który opowiada jak to ojciec siedząc u fryzjera i przeglądając gazetki dla panów, napotyka na zdjęcia swojej córki. Jest tam świetny wokalnie refren, z tak samo dobrym pianinem. Innym wyróżniającym się numerem jest pierwszy, tytułowy. Jest on najdłuższy na płycie, ale jego dużą część zajmuje obrazujące okładkę intro. Zespół wyśmiewa w nim nowoczesne, nic sobą nieprzedstawiające, kapele metalowe. Kolejny mój faworyt to jeszcze „Lawnmowers For Heroes, Comics For Zeros”. Tu jest pocisk na superbohaterów jak Superman i Batman. Występują też jakieś nazwiska, więc są to konkretne odniesienia, których ja nie rozumiem. W ogóle, nie wiem jak na płycie, ale na kasecie, teksty są tak naściubione drobnym maczkiem i napisane w długich liniach, że bardzo ciężko jest się tego wszystkiego doczytać.
Tekstu nie ma „Wormy Eyes”. Przynajmniej takiego oficjalnego, bo są tam różne krzyki. Numer jednak jest bardzo elektroniczny i idzie mocno w paranoiczne techno, więc znacznie się wyróżnia. Dobre urozmaicenie, po którym następują kilkusekundowe pozycje. „Be Scene, Not Heard” to szlagier na miarę „You Suffer” Napalm Death, natomiast dziesięciosekundowy „Egg Sandwich” zawiera pełny przepis na kanapkę z jajkiem.
Dalej "Anyone For Tinnies" ma wesołe melodyjki na trąbce, za którymi kryje sie przykry tekst o alkocholiźmie, a dla kontrastu, następny "King Of The Pharaohs" jest ciężki, duszny i walcowaty.
Jednym z lepszych kawałków na płycie jest też „Crazy Horses” choć to akurat jest cover popowej amerykańskiej family band The Osmonds. Jak szaleć to szaleć. Grunt, że na „The Return Of The Fabulous Metal Bozo Clowns” nie brakuje autorskich przebojów. Album jest różnorodny, dobry muzycznie i z ciekawymi aranżacjami. Myślę, że jak na ten styl, jest to bardzo dobra płyta.
Tracklista:
01. The Return Of The Fabulous Metal Bozo Clown
02. Jaggered Wedge
03. Bad Toad
04. Feetcleaner
05. Drunk In Charge Of An Ugly Face
06. Paranoid Polaroid
07. Frash For Cash
08. Crazy Horses
09. Enter Mr. Formica (Icky Ficky Pt. II)
10. Lawnmowers For Heroes, Comics For Zeros
11. Urban Surfer 125
12. A Is For Asswipe
13. Sorrow (So Dark, So Scared)
14. Goldfish Podge
15. R.F. Potts
16. Wormy Eyes
17. Be Scene, Not Heard
18. Egg Sandwich
19. Anyone For Tinnies
20. King Of The Pharaohs
21. Illinois Enema Bandit
Wydawca: Earache Records (1992)
Ocena szkolna: 5