Lastwar to zespół tworzący polską scenę metalową na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Najpierw teksty były po polsku i dopiero na wydanym w 1992 roku demie „Darkness In Eden” przeszli na język angielski. Że to jest demo, dowiaduję się teraz wchodząc na encyklopedię. Wtedy myślałem, że demo musi mieć kserowaną okładkę i być na przegrywanej kasecie. Tymczasem „Darkness In Eden” zostało wydane przez Carnage Records bardzo porządnie, z rozwijaną okładką, zdjęciami i tekstami. Do płyty jednak trochę brakuje bo jest tu siedem numerów, które w sumie trwają niecałe dwadzieścia pięć minut. Mniejsza jednak o szczegóły, najważniejsze, że jest to kawał świetnego, oldschoolowego metalu.
Muzyka jest z pogranicza thrash i death metalu, zagrana z werwą i przytupem. Ponadprzeciętną jakością są tu same kompozycje. Lastwar po prostu mieli pomysły na fajne kawałki i potrafili takowe wyprodukować. Linie gitarowe i wokalne są chwytliwe i trafiają do świadomości. Odpalam to po wielu latach i okazuje się, że wszystko pamiętam. Materiał jest uszyty na miarę i odpowiednio skrojony. Szybkie riffy, solówki i dobre, growlujące wokale.
W „After The Existence” mamy trochę trupiej rzezi i pytanie o sens życia. Kozacki „Proxies Of God” mówi o ludziach, którzy zabijają w imię swojej wiary. „Seeming Decease” przedstawia niezbyt komfortową sytuację człowieka, który otwiera oczy i orientuje się, że jest w trumnie i został żywcem pogrzebany. To również jest zajebisty numer, chociaż nie wiem czy powinienem tak wyróżniać, bo tu wszystko jest na bardzo wysokim poziomie. „Extermination” mówi dosłownie o ludobójstwie w obozach zagłady i z pewnością nieprzypadkowo po nim następuje „Rat Line” traktujący o nazistowskich zbrodniarzach, którzy niczym szczury pouciekali w różne zakątki świata szukając schronienia. Jest to też pewna refleksja nad tym co mogą myśleć o swoich dawnych czynach żyjąc w dzisiejszym świecie. Niecałe pięćdziesiąt lat po wojnie wielu jeszcze gdzieś tam żyło. Muzycznie to jest kolejny mój faworyt. Ostatni „The Plague”, jak sam tytuł wskazuje, mówi o epidemii nawiedzającej miasto i dziesiątkującej jego mieszkańców.
Atmosfera klęski i zniszczenia jest obecna nie tylko w tekstach. Również muzyka jest apokaliptyczna i wytwarza duszny i nieprzyjemny klimat. Okładka z miastem wyglądającym jak Warszawa po powstaniu i tytuł płyty dopełniają tego obrazu. Moim zdaniem „Darkness In Eden” to klasa sama w sobie i jedno z najlepszych dem w polskiej muzyce metalowej. Zdecydowanie warte przypomnienia.
Tracklista:
1. After the Existence
2. Struggle for Life
3. Proxies of God
4. Seeming Decease
5. Extermination
6. Rat Line
7. The Plague
Wydawca: Carnage Records (1992)
Ocena szkolna: 5
zsamot : Wujas- po prostu czekam na Twe kolejne recki!!! Czasem takie perełki wrzucis...