Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Kreator - Extreme Aggression

Scorpions, Metallica, AC/DC, Kreator, Extreme Aggression, D.R.I., Thrash Zone, Covenant, Morbid Angel, Mille Petroza

Miałem dwanaście lat, gdy w sobotnie przedpołudnie szedłem na bazarek na Dołku, aby po raz drugi w życiu dokonać zakupu muzycznego. Łóżko polowe z rozłożonymi pirackimi kasetami to był fantastyczny, magiczny świat, który niesamowicie mnie pociągał. Do tej pory znałem Scorpions, Metallicę i AC/DC, a tu tyle różności i możliwości. Padło na Kreator „Extreme Aggression” i D.R.I. „Thrash Zone”. Ta pierwsza to nawet nie było wydanie Takt, ALF, czy MG, tylko jakaś zupełnie z dupy, z kompletnie pomyloną okładką, z jakimś dziwnym monsterem unoszącym się nad rozświetlonym błyskawicami miastem. Co z tego jednak, skoro wróciłem do domu, włożyłem kasetę do magnetofonu i… urwało mi głowę.

I tak oto w roku 1992 Kreator stał się jednym z moich ulubionych zespołów, a „Extreme Aggression” jego najwspanialszym arcydziełem. Przez kolejne lata mogłem tylko wciąż od nowa przekonywać się jak wielka jest to płyta. Jej doskonałość mogę porównać chyba tylko z „Covenant” Morbid Angel. Znam tu na pamięć każdy dźwięk i bez cienia przesady mogę stwierdzić, że każdy jest szczytem. I nie ma tu ułamka sekundy, który od tego szczytu by odbiegał. „Extreme Aggression” nie tylko jest absolutnie kompatybilna za swoim tytułem, ale do tego jest mistrzostwem instrumentalnym, wokalnym, kompozytorskim i tekstowym.

Te utwory to są hymny. Gitarowe majstersztyki. Jak się zaczyna dany kawałek to człowiek od razu ma w uszach refren. Tak to jest zrobione, że tytuł rozpoznaje się po pierwszej nutce. No, a w te niesamowite, wściekłe riffy i powodujące ciarki na plecach solówki, idealnie wpasowane są równie agresywne wokale. Całe brzmienie zostało wyostrzone i upłynnione. Zniknęła ta siermiężność i lekka kanciastość, która, w różnym stopniu, odczuwalna była na wszystkich poprzednich płytach Kreator. Tu wszystko słychać perfekcyjnie, a Mille przeszedł samego siebie. Jego głos jest przeraźliwie jadowity, taki paranoiczny wrzask, ale jednocześnie to jest normalnie śpiew. Wokalizy są fantastyczne i to dosłownie w każdym kawałku. Każdy jeden po prostu zabija swoja precyzją, trafnością i melodyjnością. Tak, „Extreme Aggression” to bardzo melodyjna płyta, zarówno wokalnie, jak i gitarowo. Momentów powodujących przyspieszone bicie serca i mentalną ekstazę jest tu całe mnóstwo. Właściwie to ciągną się nieustannie od początku do końca.

Chciałbym też zwrócić uwagę, że Kreator stał się bardziej taki społeczny (a właściwie antyspołeczny) i tematyka płyty uderza bezpośrednio w zakłamaną i próżną ludzkość. Swoistym manifestem jest „Love Us Or Hate Us”. Tekst w większości jest wręcz mówiony z najważniejszym pod koniec: „Don't try to take our dreams away from us. We will never be like you. Love us or hate us it doesn't matter to me. We don't want to be a part of this sick society.” Zwrotka znakomicie podsumowująca całość przekazu. Jednak to co się dzieje wcześniej to jest gitarowo-wokalna poezja: „No honesty, just sterility…” Total. Po prostu boskość. Podobny wydźwięk ma przekozacki “Don’t Trust” z przewspaniałym refrenem kończącym się: “So I don’t trust in no one but myself.”. Uwielbiam uderzenie nienawiści jakim jest numer tytułowy: „Society, what have you done to me”. „No Reason To Exist” oprócz wszystkich innych swoich zalet pokazuje, że wokale są nie tylko fantastyczne w refrenach i jakichś momentach szczególnego uniesienia, ale nieustająco, w każdej linijce. Tak jest przez cały czas, ale tutaj smaczki są szczególne: „Only you can know what's right for you, only you can know what you should do”. “Stream Of Consciousness” to kolejny ścinający z nóg refren, ale też kolejny gitarowy geniusz. Zwróćcie uwagę na „…born to serve” i wjeżdżającą zaraz potem solówkę.  “Bringer Of Torture” i “Betrayer” to wyrafinowani gitarowi zabójcy. I w tym drugim ta chwila przerwy, po której spada mordercze “Betrayer”. To jest moc. „Some Pain Will Last” ma marszowy początek i momentami cały jest wolniejszy i stateczniejszy, ale w każdym calu jest tak samo zajebisty jak wszystko inne na tej płycie. No i na koniec „Fatal Energy”. Nie umiem tego opisać co ja czuję przy tym utworze. Jest wybitny, przewielebny. Znowu znakomite wokale i jeszcze lepsze gitary. Orkiestralne solo na koniec po prostu powala z nóg. Aż płakać się chce jak się to słyszy. Ale to ze szczęścia chyba.

Dziś mam lat trzydzieści osiem. Bazarek na Dołku jeszcze stoi, choć kaset na łóżkach polowych już od dawna na nim nie sprzedają. Kreator wciąż gra jeszcze, a ja bezustannie ich miłuję swoją bezgraniczną, młodzieńczą miłością w jaką zapadłem, od pierwszego wejrzenia, dwadzieścia sześć lat temu. Samo „Extreme Aggression” nie straciło nic ze swojej świeżości i wciąż wzbudza te same emocje co wtedy. I nic nigdy nie zniszczy tego uczucia. Życie jest piękne!

 

Tracklista:

1. Extreme Aggressions
2. No Reason To Exist
3. Love Us Or Hate Us
4. Stream Of Consciousness
5. Some Pain Will Last
6. Betrayer
7. Don't Trust
8. Bringer Of Torture
9. Fatal Energy

Wydawca: Noise Records (1989)

Ocena szkolna: 6

Komentarze
rob1708 : no niestety ....
leprosy : Top 10 thrashu bez zająknięcia, bardzo agresywna muzyka, świetne sol...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły