Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

King Crimson - Discipilne

W każdej mniejszej lub większej grupie ludzkiej zdarzają się konflikty. Wtedy to bardzo często podejmujemy decyzję o tym aby się rozstać na jakiś czas. Czasem wracamy do siebie, czasem zaś nasze drogi się rozchodzą. Przed podobnym dylematem stanął Robert Fripp w połowie lat 70, kiedy to zawiesił działalność King Crimson. Niewielu było takich, którzy wierzyli w powrót zespołu w oryginalnym składzie. I jak się okazało mieli rację.
Brytyjski perkusista Bill Bruford to jedyny muzyk z poprzedniego wcielenia zespołu, który przetrwał personalną rewolucję lidera grupy. Skład uzupełnili dwaj Amerykanie,  grający na sticku (instrument zastępujący funkcję gitary basowej) Tony Levin,  a także wokalista i gitarzysta Adrian Belew znany z występów u boku Franka Zappy.

Jeśli zaś chodzi o repertuar - jedno jest pewne, zespół obrał zupełnie nowy kierunek muzycznych poszukiwań. Cóż, Karmazynowy Król w latach 80 przywdział szaty,  które na muzycznych salonach mogły szokować najzagorzalszych fanów grupy. Pierwsze co rzuca się w oczy - to długość poszczególnych utworów. Rygor i zdyscyplinowanie, które charakteryzują ten krążek sprawił, iż żaden z utworów nie przekracza granicy dziesięciu minut. Wszystko spięte zostało w sztywne ramy bez orkiestrowego rozmachu za to z całą gamą technologicznych nowinek. Przekonać o tym możemy się już w pierwszym utworze na krążku "Elephant Talk", który powstał dzięki nieznanemu wcześniej efektowi gitarowemu. Pracując nad tym kawałkiem zespół często improwizował. Podczas jednej z takich sesji gitara Belewa zaczęła "tryskać" nutami, które miały coś w sobie z "mowy" słonia. Reszta zespołu szybko podłapała motyw, dzięki czemu powstał jeden z najbardziej nieprzewidywalnych utworów na płycie. Kolejna kompozycja "Frame By Frame" jest pełna niebanalnych rytmów. Zespół nie zapomniał przy tym o ładnych melodiach. Na płycie znalazło się również miejsce dla prześlicznej, konwencjonalnej ballady "Matte Kudasai". Tekst utworu to bardzo osobisty przekaz Belewa, opowiada o tęsknocie za bliską nam osobą.

Następne utwory mają już bardziej eksperymentalny charakter. Zaczynamy od utworu "Indiscipline" który powinno stawiać się za wzór wszystkim, dla których King Crimson jest największą inspiracją. Perkusyjny wstęp Bruforda to tylko "przedsionek" do bram piekła, które zgotują nam ciężko brzmiące gitara Frippa, a także schizofreniczne wokale Belewa. W "Thela Hun Ginjeet" warto skierować uwagę na perkusistę, który wykorzystuje pełną paletę barw, którymi dysponuje. Od wysokiego poziomu reszty kompozycji odbiega nieco "The Sheltering Sky" - na całe szczęście to tylko chwilowy spadek mocy. Wieńczący album numer tytułowy to wysmakowane granie. Zespół ani to na moment nie gubi energii, pomimo pełnej gamy dysonansów. Dźwięki logicznie z siebie wynikają  a wszystko prowadzi do finału pełnego dramaturgii.

Płyta "Discipline" była/jest ogromnym zaskoczeniem dla tych, którzy oczekiwali kontynuacji stylu wypracowanego podczas poprzedniego wcielenia grupy. Odwaga, odwaga i jeszcze raz odwaga, to charakteryzuje ten krąże . Zamiast odcinać kupony od sławy, grupa starała się odnaleźć dźwięki, które nikt wcześniej nie uchwycił. Bez obaw Robert Fripp nie zrezygnował z ambitnych poszukiwań, po prostu poluzował tam gdzie go ścisnęło. 

Tracklista:

01. Elephant Talk
02. Frame By Frame
03.  Matte Kudasai
04. Indiscipline
05. Thela Hum Ginjeet
06. The Sheltering Sky
07. Discipline

Wydawca: E.G. Music (1981)
Komentarze
AbrimaaL : Oczywiste, że ich debiutu nic nie pobije... My cover versions :P (do d...
Ignor : A ja "Lizard" mimo wszystko :) ostanim czasem przekonałem się...
Harlequin : A ja "Lizard" mimo wszystko :)
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły