Pięć lat przyszło nam czekać na kolejny, studyjny album Killing Joke. Jaz Coleman tym razem wsparł się swoimi starymi znajomymi - oprócz Kennetha "Geordie" Walkera na "Absolute Dissent" usłyszymy Martina "Yuotha" Glovera oraz Paula Fergusona, którzy w latach 80-ych byli żelaznymi filarami zespołu. Czy wiec "klasyczny" skład zespołu oznacza to, że grupa powróciła do swoich korzeni? Nic z tych rzeczy. Powiem więcej - najnowsze wydawnictwo grupy zdecydowanie odróżnia się na tle wcześniejszych dokonań.
Nie da się ukryć ,że główną postacią i kreatorem muzyki Killing Joke jest osoba Jaza Colemana. Muzyk ten, ekscentryk jakich mało, jest jednym z tych artystów, którzy mają w głowie obraz tego co chcą stworzyć, potrafiącym słyszeć to, co dopiero zamierza stworzyć. Takie odczucia towarzyszyły mi, gdy słuchałem wszystkich poprzednich płyt zespołu (no, może poza pierwszymi dwoma albumami, utrzymanymi w stricte post-punkowej konwencji). Mały romans z popem (płyty "Night Time" oraz "Brighter..."), z industrialem ("Pandemonium") czy garażową psychodelią ("Killing Joke" oraz "Hosannas...") jawiły się jako twory przemyślane, wywodzące się raczej z umysłu i chłodnej kalkulacji niż z serca (co wcale nie jest w tym przypadku zarzutem).Słuchając "Absolute Dissent" nie mogę oprzeć się wrażeniu, że po raz pierwszy Coleman i spółka grają coś naprawdę od serca, coś, co na dobrą sprawę pozbawione jest jakichś konkretnych fundamentów i założeń. Spieszę jednak wyjaśnić, że w żadnym wypadku nie jest to granie nijakie, czy bezkierunkowe. "Absolute Dissent" przede wszystkim nie jest płytą tak ciężką, intensywną i brudną jak dwa poprzednie albumy. Tym razem mamy tu do czynienia z materiałem o wiele bardziej zróżnicowanym emocjonalnie i stylistycznie.
Muzycy w dalszym ciągu przez większość czasu trzymają się owego szorstkiego, garażowego brzmienia, którym czarowali w ostatnich latach, przy czym tym razem, zostało ono bardziej wypolerowane, wygładzone, stając się bardziej przystępnym słuchaczowi. Można to potraktować zarówno jako plus, ale także jako zarzut, gdyż w tej materii Coleman niczego nowego nie odkrywa ani nie wprowadza, a dodatkowo wypada to chyba jednak mniej intrygująco niż choćby na "Hosannas...".
Z drugiej jednak strony wspomniana "miękkość" tej surowizny pozwoliła muzykom wprowadzić co najmniej dwa elementy, dzięki którym "Absolute Dissent" zyskuje na wielowymiarowości. Po pierwsze, grupa oszczędnie, ale odważnie korzysta z elektroniki - najlepszym przykładem niech będzie utwór "European Super State", niemal w całości elektroniczny, który jest jednym z mocniejszych punktów płyty. Drugim elementem, którym zespołu czaruje na nowym longpleju są czyste partie wokalne - Coleman prezentuje tu najlepszą formę od lat. Nic więc dziwnego, że za najmocniejsze punkty płyty uznaję te, w których najwięcej jest czystego śpiewu i intrygujących melodii - "Absolute Dissent", "The Raven King" (poświęcony śp. Paulowi Ravenowi) czy wspomniane "European Super State". Warto jednak zaznaczyć, że wiele z tych melodii zbliżonych jest bardziej estetyka do... Faith No More niż do tych bardziej klasycznych dokonań Killing Joke.
"Absolute Dissent" jako płyta sama w sobie jest tworem bardzo dobrym, zagranym od serca. Może miejscami się trochę dłuży (całość trwa prawie 75 minut), może miejscami zmierza do nikąd (zwłaszcza szorstkie momenty), ale ładunek emocjonalny jest tu spory. Problemem tego wydawnictwa jest jednak to, że od strony czysto muzycznej (by nie powiedzieć technicznej) wnosi niewiele do wizerunku zespołu. To nie jest płyta tak przełomowa jak obie płyty "Killing Joke", jak "Nighttime" czy "Pandemonium". Zdecydowaną większość tego co słyszymy na "Absolute Dissent" słyszeliśmy już wcześniej w wykonaniu zespołu. Tutaj otrzymaliśmy nieco bardziej emocjonalną kompilację "wszystkiego co najlepsze w Killing Joke" - to wciąż jest bardzo dobre granie, ale wątpię w jego ponadczasowość.
Tracklista:
01. Absolute Dissent
02. The Great Cull
03. Fresh Fever From The Skies
04. In Excelsis
05. European Super State
06. This World Hell
07. Endgame
08. The Raven King
09. Honour The Fire
10. Depthcharge
11. Here Comes The Singularity
12. Ghosts Of Ladbroke Grove
Wydawca: Spinefarm (2010)
Ignor : Dwa, trzy razy przesłuchałem i nie chce mi się do niego wracać. Dług...
Harlequin : Mnie sie bardziej podoba niz "killing Joke", ale mniej niz "Hosannas...". Trosze prz...
amorphous : Całkiem przyjemnie się tego slucha - ostatnio w kółko w domu leci. Sz...