Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Kartka z magicznego kalendarza - Początek.

Cross powoli podjechał samochodem pod szkołę. Budynek miał kształt przewróconej litery L. Do wysokości pierwszego piętra był pomalowany na żółto. Drugie piętro było pomarańczowe, a trzecie miało zjadliwy czerwony kolor. Cały teren ogrodzony był półtora metrowym płotem. Obok widać było plac zabaw i boisko do gry w piłkę. Zatrzymał samochód niedaleko wejścia i spojrzał na zegarek w komórce. 14.55.

Wysiadł z samochodu, ogromnego srebrnego Land Rovera i spojrzał w niebo. Był środek lata i było bardzo gorąco. Ubrany w czarną koszulkę bez rękawów i krótkie dżinsowe spodnie, ściągnął biały roboczy fartuch i włożył okulary przeciw słoneczne. Oparł się o samochód i czekał. Wokół przechodzili rodzice obrzucając go niepewnymi spojrzeniami. Dobrze wiedział jak wygląda. Jego dwumetrowa, potężna sylwetka wielu ludziach budziła strach. Strach ten, jak dobrze wiedział, mijał przy bliższym poznaniu. Wbrew pozorom miał ciepły, spokojny głos i miły asymetryczny uśmiech.

Tylko, od kiedy go obchodziło, co myślą inny ludzie?

Zadzwonił dzwonek i zaczęło się. Dziesiątki dzieci zerwało się z ławek i pomknęło w kierunku wyjścia. Nieopodal stała grupa matek patrząc na niego z ciekawością. Wiedział, że przyglądają się napisom na samochodzie: Klinika Weterynaryjna „CrossFire". Dalej był adres i numer telefonu. Dzieci, falą wysypały się przez frontowe drzwi. W tej samej chwili jedna z matek, które wcześniej mu się przyglądały podeszła do niego i powiedziała niepewnie:

- Przepraszam, że przeszkadzam. Czy mogę o coś spytać?

Cross ściągnął okulary i uśmiechnął się.

- Oczywiście.

Kobieta około trzydziestu pięciu lat miała problem ze swoim małym kotkiem. Jak się okazało zwierzaczek, w ogóle nie chciał jeść mięsa. Powoli wytłumaczył jej, co powinna zrobić i wręczył jej swoją wizytówkę z numerem telefonu. Podziękowała i wróciła do przyglądającej im się w ciszy reszty grupki kobiet. Gdy tylko wróciła na swoje miejsce wrzawa wybuchła na nowo. Cross spojrzał w stronę wejścia, wypatrując swojej córki.

Zobaczył ją.

Wypłynęła z resztą dzieci ze szkoły. Cross ruszył w jej kierunku. W długich jasnych włosach i lekkiej sukience wyglądała prześlicznie.

Zupełnie inaczej niż jej matka - pomyślał.

Zatrzymał się w pół kroku, gdy dostrzegł, że coś jest nie tak. Tuż obok , kroku dotrzymywał jej chłopiec. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że trzymali się za ręce. Cross miał wrażenie, że jego szczęka opadła do samej ziemi. Nie żeby miał coś przeciwko temu, ale do tej pory Sefi nie wykazywała żadnego zainteresowania chłopakami. Ten był może rok starszy od niej. Ubrany był w niebieskie dżinsy i czerwoną bluzę. Szli w jego kierunku z plecakami na plecach i uśmiechami na twarzach. Gdy zbliżyli się do niego Sefi powiedziała:

- Cześć Tato!

- Witaj córeczko – odparł niepewnie i spojrzał na chłopaka.

Dzieciaki sięgały mu ledwo do pasa.

- To jest Piotrek – powiedziała patrząc na chłopca.

Chłopak lekko przestraszony patrzył na Cross'a, po czym jakby przebudzony chrząknął, wyciągnął rękę w jego kierunku i powiedział.

- Dzień dobry panu. Jestem Piotr, kolega Sefi.

- Dzień dobry chłopcze – uścisnął delikatnie wyciągniętą rękę, modląc się żeby nie zrobić mu krzywdy - Ile masz lat?

- Dwanaście proszę pana – odparł nie bez dumy w głosie. Spojrzał za plecy Cross'a i dodał niepewnie – Czy to pana samochód?

- Tak.

- Łałłł… - oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia – A czy ma w środku telewizor?

- Nawet dwa.

- Łałłł…

- Piotruś – dobiegł ich głos nieopodal.

Wszyscy spojrzeli w bok Kilkanaście metrów dalej, w ich kierunku zbliżała się wysoka blondynka z długimi, kręconymi włosami. Szła dokładnie z tej strony, z której padało słońce. Jej włosy mieniły się w jego promieniach. Ubrana była w białą bluzkę i czarną spódnicę ponad kolana, a na nogach miała czarne, nie wysokie, szpilki. Miała zgrabną, sprężystą sylwetkę. Gdy zbliżyła się do nich, Cross mógł wreszcie spojrzeć jej w twarz nie mrużąc oczu.

Czuł dokładnie każdy ułamek sekundy. Najpierw jego serce rozluźniło się. Później mocno zacisnęło, a krew zmieniła się w lód. Patrzył prosto w grafitowe oczy nie mogąc się ruszyć. Widział zdumienie na jej twarzy i wiedział je on wygląda tak samo. Jak na kobietę była wysoka. Sięgała mu głową ponad ramiona. On patrzył lekko w dół. Ona lekko w górę. Idealnie. Tak jak kiedyś. Nagle zorientował się, że dzieci patrzą na nich i chichoczą.

- Pani jest pewnie mamą Piotrka?

Zdziwiło go, jak słabo brzmi jego głos.

- Tak – powiedziała niepewnie i spojrzała na jego córkę i jej malutką rączkę zaciśniętą na ręce jej syna – A pan?

- A… a to moja córka. Sefi.

- Dzień dobry malutka dziewczynko. Jestem Kamila.

Dźwięk jej głosu znów zacisnął mu serce.

- Mamo – powiedział chłopczyk – Zaprosiłem dzisiaj do nas Sefi i obiecałem jej, że pokażemy jej nasze zwierzątka. Możemy prawda? Bardzo cię proszę! Mamusiu…

- Oczywiście kochanie – spojrzała na Cross'a - Czy pojedzie pan z nami?

Cross'a zatkało.

- Ja… To znaczy… W sumie ja pracuje i…

- Tatusiu zgódź się proszę!

Sefi jedną ręką trzymając Piotrka, drugą ciągnęła go za koszulkę.

Spojrzał kobiecie w oczy.

Jej twarz zdobił lekki symetryczny uśmiech. Mrużyła przy tym chytrze oczy.

Pogładził córkę po głowie.

- Oczywiście kochanie.

- Hurra! Chodź Piotrek, pojedziemy naszym samochodem! – krzyknęła, wyrwała kluczyki z kieszeni jego spodni i pociągnęła chłopca w kierunku Rovera.

Cross odprowadził ich wzrokiem, po czym obrócił się i spojrzał jej w oczy. Stali tak przez chwilę, czując własną energię.

- Ile to już lat? – spytała.

Zastanowił się przez chwilę.

- Piętnaście lat i osiem miesięcy…

- Celowo chcesz mnie wzruszyć?

- Tak.. – odparł szybko – Des ja…

- Nie nazywaj mnie tak – syknęła. Odrzuciła złociste loki policzka i dodała łagodniej – Mam na imię Kamila.

- Tak… Pamiętam.

- Wygląda na to, że nasze dzieciaki się lubią.

Spojrzeli w kierunku samochodu. Siedzieli na tylnych siedzeniach. Sefi gorączkowo coś tłumaczyła, intensywnie przy tym gestykulując.

Poczuł uścisk na ramieniu.

- Niewiele się zmieniłeś – odparła z szerokim uśmiechem.

- A ty dalej wyglądasz pięknie wiedźmo – dodał niepewnie patrząc w ziemię.

- Coś mało przekonywująco. Mój syn ma pewniejszy głos od Ciebie.

Podniósł wzrok i spróbował się uśmiechnąć.

- Bark mi wprawy – dodał z lekkim uśmiechem.

- Jasne – parsknęła – Takiemu ogierowi jak ty?

Widząc, że jej żart, nie bardzo je wyszedł dodała szybko:

- Chodźmy wielkoludzie. Mamy chyba dużo do obgadania. Piętnaście lat… Kto by pomyślał.

Słuchał jej głosu. Nie uszami. Słuchał sercem. I czuł, że jego serce cieszy się słysząc jej głos. Spojrzał na jej ręce. Nie było obrączki.

Zatrzymała się w pół kroku widzące jego minę.

- Cross? Coś nie tak?

Zacisnął mocno powieki i gwałtownie je otworzył. Uśmiechnął się szeroko i powiedział:

- Wszystko ok, ale jestem strasznie głodny. Mam nadzieje, że masz coś do jedzenia, bo jeśli nie to będziemy musieli zaliczyć po drodze jakąś pizzerię…

- O nie, nie ma mowy! Mój syn nie będzie jadł w jakiś koszmarnych spelunach! Jedziemy prosto do mnie. U mnie zjemy coś porządnego.

Ruszyli wolno w stronę samochodu, a słońce cały czas świeciło…

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły