Zaczęło się, gdy pewnego dnia na MySpace usłyszałam utwór "26th April 1986". Już wtedy postanowiłam, że przy najbliższej okazji muszę nabyć tę płytę. Umocniłam się w tym przekonaniu po występie zespołu w Gorlicach - następnego dnia płyta już kręciła się w odtwarzaczu. Nie rozczarowałam się - tak klimatycznej i przemyślanej całości nie słyszałam już dawno.
Już wrażenie wizualne jest bardzo pozytywne. Oszczędna okładka, utrzymana w tonacji bieli i szarości, bez wstydu mogłaby się prezentować jako plakat na ścianie. Z kolei niezwykle sugestywne zdjęcia znajdujące się wewnątrz, dają pewne pojęcie o klimacie tego nagrania, będącego owocem podróży członków zespołu do strefy skażenia wokół Czernobyla.Jak opisać te dźwięki? Ambient i industrial to tylko określenia stylu, słowa klasyfikujące muzykę, ale rzadko kiedy będące oddać w stanie to, co rzeczywiście jest jej istotą. Nie chodzi tu bowiem li tylko o styl, ale o to, co za jego pomocą twórca chce wyrazić. Z kolei stwierdzenie, że jest to muzyczna ilustracja podróży przez Strefę wydaje się dość trafne, ale w żadnym razie nie wyczerpuje tego, co należałoby powiedzieć o tej płycie, by choć w części oddać sprawiedliwość tej muzyce.
Przede wszystkim wrocławianom udało się oddać atmosferę spustoszenia po wybuchu. Zimne, surowe dźwięki przywodzą na myśl ruiny reaktora i opuszczone domostwa w obrębie Strefy. W klimat wprowadza już pierwszy utwór "Gamma Radiation", gdzie przez ponad połowę utworu na pierwsze miejsce wybija się szum, mający zapewne ilustrować tytułowe promieniowanie. Jednakże - co jest paradoksalne - najbardziej przemówiły do mnie te najspokojniejsze, najbardziej oszczędne utwory, chociażby "Man In My Room". Na podkład muzyczny, dający wrażenie przestrzeni, nałożone zostały ludzkie głosy oraz inne, niezidentyfikowane przeze mnie dźwięki, wywołujące podskórne uczucie niepokoju. Utwór jest może monotonny, ale w tym przypadku nie jest to wcale wada. Najważniejszy jest obraz, który pozostaje w wyobraźni - pusta, wyludniona, ciągnąca się kilometrami przestrzeń. Zaś zupełnym majstersztykiem pod tym względem i moim ulubionym momentem na tej płycie jest utwór „Dosimetr Point”. Na jego unikalną atmosferę składa się wszystko – bardzo oszczędny podkład muzyczny (określenie "linia melodyczna" byłoby tu mocno na wyrost ) oraz stopniowo dokładane różne efekty - dźwięki o bardzo wysokiej częstotliwości, komunikaty o katastrofie w języku rosyjskim, niemieckim i angielskim, występujący w śladowych ilościach podkład rytmiczny, szumy, odgłos przesterowanej gitary w tle oraz masa innych dźwięków, przywodzących na myśl zakłócenia radiowe. Całość jest niezwykła.
Z kolei "Deadly Dust", "26th April 1986", "Hydroxizinum City", "Zona" oraz zamykający album "Talk With Son" to utwory z wyraźnie zaznaczonym podkładem rytmicznym - zwłaszcza ten drugi, który pod tym względem przywodzi na myśl maszyny pracujące w fabryce. To i obecna gitara elektryczna sprawiają, że jest to utwór, przy którym dość trudno jest spokojnie usiedzieć na krześle. "26th April 1986" jest ciężki, mroczny i potrafi zmieść nieprzygotowanego słuchacza z krzesła. W moim prywatnym rankingu plasuje się zaraz po "Dosimetr Point" i "Man In My Room".
Radzę przesłuchać "Tschernobyl" w spokoju, na słuchawkach, najlepiej na długim spacerze w jakimś odludnym miejscu albo w absolutnej ciemności. Ta muzyka nie nadaje się jako tło do sprzątania czy innych tego typu zajęć. Domaga się - przynajmniej na początku - pełnej uwagi ze strony słuchacza i nie pozwala się od siebie oderwać. Dobrze by było pozwolić wsiąknąć tym dźwiękom w umysł i powoli je przetrawiać. Podróż do Czernobyla - nawet, jeżeli jest to podróż tylko muzyczna - zmusza do refleksji.
Wydawca: Ars Benevola Mater (2007)
Little_China_Girl : Właśnie zaczęłam słuchać - dostaję już wszystkich objawów...
Harlequin : to moze navet ya w jakis sposob zapoznam sie z tym wydavnictfem :p
Little_China_Girl : Droga M. - już mówiłaś mi o tym wydawnictwie, a Twoja recenzja tylk...