Po wydaniu bardzo mocnego "Fear Of The Dark" Iron Maiden przeżywali trudny okres w związku z odejściem Bruce'a Dickinsona - jednego z najlepszych metalowych krzykaczy. Poszukiwanie następcy dla charyzmatycznego wokalisty okazało się byc trudnym zadaniem, ale ostatecznie został nim wokalista Wolfsbane Blaze Bailey. Cztery lata po ukazaniu się "Fear OfThe Dark" zespół powrócił z kolejnym albumem, który niewątpliwie miał zweryfikowac jakość zespołu z innym wokalistą.
W powszechnej opinii "The X Factor" uchodzi za jeden ze słabszych i mniej interesujących krążków Iron Maiden. patrząc chłodnym okiem na to wydawnictwo, to wydaje się, że zatwardziali fani mają prawo tak uważać, gdyż jest to najmniej "maidenowe" wydawnictwo Anglików. Już na wejście dostajemy ponad 11-minutowy "Sign Of The Cross" - wolny, dosyć sabbathowy, ciężki ... zwraca też uwagę zupełnie inna maniera wokalna - Bailey ma dużo mocniejszy wokal, ale jego skala głosu jest mniej elastyczna. Muzycy jednak chyba dobrze wyczuli możliwości nowego śpiewaka, toteż i struktura utworów jest trochę inna. Zdecydowanie mniej tu jałowych galopad, do których przyzwyczaił nas zespół, a więcej ciężkiego, miarowego grania. Również w warstwie instrumentalnej widać inne podejście - pomimo tego, że jest ciężej, to w dźwiękach jest sporo luzu, a gitarzyści i basista mają większe pole do popisu. Solówki są naprawde mocnym punktem tego wydawnictwa - są chyba najbardziej urozmaicone w dotychczasowej karierze zespołu. Również bas pracuje trochę inaczej niż dotychczas, ale wciąż stanowi prominentną rolę.O ile w warstwie instrumetalnej zespół moim zdaniem wykonał krok do przodu o tyle na "The X Factor" nie znajdziemy raczej przebojowych i wpadających w ucho melodii. Niektóre utwory mają dosyć kanciasty i schematyczny charakter, słuchacz odnosi wyraźne wrażenie, że mogłoby być żwawiej i bardziej pomysłowo. Nie będę ukrywał, że jest to album dosyć nierówny, ze sporą iością przeciętnych i słabych fragmentów.
"The X Factor" jest zdecydowanie najbardziej nietypowym krążkiem w dyskografii Anglików. Podoba mi się, że pokazane jest tutaj większe wyrafinowanie instrumentalne i próba odświeżenia stylu i wprowadzenia pewnych zmian, nawet jeśli nie są one do końca udane. Album sam w sobie jest dosyć przeciętny, ale mimo to uwazam, że jest to jedno z lepszych i ciekawszych wydawnictw Iron Maiden. Nie sposób porównywac Bailey'a do Dickinsona, gdyż są to różni wokaliści - akurat w tej estetyce nowy nabytek moim zdaniem sprawdza się dobrze. Zatwardziali antypatycy Iron Maiden mogą sięgnąć po ten longplay choćby po to, aby zobaczyć, że nawet Iron Maiden pootrafią wyłamac się ze sztywnych ram, w których przez lata tkwili.
Wydawca: EMI Records (1995)