Kto by przypuszczał, że "Sons Of The Northern Darkness" będzie ostatnim krążkiem Immortal. Na szczęście zespół nie zrobił płyty na odczepnego i nagrał kolejne osiem świetnych blackmetalowych utworów. Z góry mówię, że świetnych, gdyż formacja już wcześniej pokazała swoją oryginalność oraz to, że muzycy potrafią pisać rewelacyjne utwory.
Pomimo swojej świetności trzeba jednak powiedzieć, że "Sons Of Northern Darkness" nie przynosi żadnych rewolucyjnych zmian. Stylistycznie kawałki są połączeniem klimatów znanych z "At The Heart Of Winter" i "Damned In Black". Płytka jest agresywna, ale jest bardzo wiele elementów epickich, monumentalnych i klimatycznych. Tempa są dosyć urozmaicone - nie możemy więc mówić o monotonii. Podobnie jak na poprzednich albumach, jest tutaj mnóstwo łatwo zapadających w pamięć motywów, co czyni kompozycje barwniejszymi. Zwraca natomiast uwagę poziom instrumentalny tego albumu - technicznie jest to najbardziej wyrafinowany album Immortal - większa różnorodność riffów, Abbath zaczął stosować tapping, a zespół wydaje się grać równiutko i płynnie. Co do brzmienia nie można mieć raczej zastrzeżeń poza jednym momentem - utwór "Tyrants" wydaje się być nagrywany w zupełnie innym miejscu, słychać korytarz... ale może był to celowy zabieg."Sons Of Northern Darkness" nie jest więc czymś odkrywczym, wnoszącym coś nowego do gatunku. Jest to niewątpliwie jednak najbardziej dopracowany krążek Immortal, który świetnie podsumowuje ich twórczość - taki Immortal w pigułce. I choć osobiście najbardziej cenię sobie "At The Heart Of Winter" to "Sons..." niewiele jej ustępuje.
Wydawca: Nuclear Blast Records (2002)