W tym składzie nagrali drugi materiał zwany "Rising from the Sea" i znów płyta, mimo że trochę zbyt "slayerowa", zyskała status kultowej. To jednak nie uchroniło Exumera przed widmem zmian, jakie nadeszły w latach 90 i również on stał się ich ofiarą. Po 21 latach od rozpadu Niemcy pod wodzą Mema Von Steina i Raya Mensha przypominają o sobie i, podobnie jak Heathen, postanawiają wydać swój pierwszy, od tak długiego czasu i trzeci w ogóle krążek zatytułowany "Fire & Damnation".
Ok, tyle historii, ale liczy się tylko to co jest teraz, a z tym bywa różnie. Wiemy już z doświadczenia, że powroty nie zawsze muszą być spektakularne i czasem wręcz tylko szkodzą marce zespołu. Są wyjątki od tej reguły - vide Onsalught i Heathen - ale wystarczy wspomnieć tu o nagrywanym na szybko "An Absence of Faith" Mortal Sina czy o dziwactwie jakim uraczył nas Terrorizer w 2006. Do której zatem grupy dopisać Exumera? "Fire & Damnation" zdecydowanie można uznać za udany powrót, aczkolwiek nie jest on pozbawiony wad.
Już na wstępie słychać, że Exumer postawił na to, na czym zna się na lepiej - czyli na klasycznym łojeniu thrashu w niemieckim stylu. Zapomnijcie zatem tu o rock'n'rollowym szaleństwie w stylu ostatniego Overkilla i technicznych połamańcach rodem z Vektora. Tu jest ciężar, szybkość i agresja bez żadnych melodyjnych wstawek (chociaż w jednym momencie znalazło się i na to miejsce, ale o tym za chwilę), czystych wokaliz czy innych tego typu rzeczach. Nie oznacza to, że mamy tu siekę rodem z Serpent Obscene czy pierwszych płyt Kreatora, wszystko jest tu poukładane tak, żeby nie raziło zbytnio teraźniejszych odbiorców, a równocześnie i starzy wyjadacze powinni być zadowoleni. To bardzo duża zaleta tego albumu - Niemcy znaleźli złoty środek między młodymi kiedyś, a młodymi teraz. Choć same utwory są bardzo podobne do tego, co Exumer pisał w latach 80-tych to słychać także, że muzycy na bieżąco śledzili bardziej współczesne poczynania młodszych, thrashowych kolegów. Dzięki temu materiał jest odpowiednio wyważony przez co powinien trafić do różnych pokoleń odbiorców. Zresztą niech o tym przemówią tak znakomite utwory jak: tytułowy, "Vermin Of The Sky", "Waking The Fire" i "Tribal Furies". Nie sposób się przyczepić ani do warstwy instrumentalnej (ta jest wyśmienita), ani do solówek (tną nieźle!), ani do wokalu (agresja i moc), gdyż te są dopieszczone w najmniejszym nawet calu.
To co za to mnie zdziwiło i trochę zirytowało to obecność "Fallen Saint" i "I Dare You" na tej płycie, które znajdowały się odpowiednio na "Possessed by Fire" i "Rising from the Sea". Po co?! Nie mieliście pomysłów na 2 kawałki to wrzucacie nam starocie! Czy świat naprawdę by się zawalił, gdyby płyta była uboższa o te 2 numery? Co gorsza w "Fallen Saint" nie usłyszymy Steina, ale Ararakiego na wokalu, co ma tyle samo sensu co głaskanie wściekłego jeżozwierza w czasie rui i jest równie przyjemne w odczuciu. Już nie lepiej było go wrzucić do "I Dare You"(gdzie tym razem to Stein użycza wokalu)? W ogóle wydaje mi się, że ten kawałek był nagrywany w zupełnie innym studiu i zmiksowany przez zupełnie innego gościa, gdyż brzmieniowo odstaje od całej płyty. Jak już chcecie robić takie coś, to albo wydajcie to jak singiel albo dodajcie jako bonus, żebym nie musiał tego słyszeć podczas normalnego przesłuchu. Druga rzecz to niepotrzebna melodyczna wstawka do "A New Morality". Jeszcze raz pytam: PO CO?! Przecież cała płyta jest przeciwieństwem melodycznego i spokojniejszego grania, więc na cholerę to?
Jak zatem oceniać "Fire & Damnation"? Na pewno zapomnijcie o fenomenalnym powrocie, jakim uraczył nas Heathen w 2010 r., gdyż gdybym miał go porównywać do tamtego dzieła, to nowy twór Niemców zostałby znokautowany jednym ciosem i nawet nie miałby siły się podnieść. W tym roku Exumer ma nie lada konkurencję, którymi są Overkill i Testament i raczej wątpię, że ten materiał im podoła. Jednak to nie jest ten sam poziom co "Electric Age", gdyż Overkill już w 2010 roku udowodnił, że jest jeszcze silny, zwarty i gotowy a krążek z tego roku tylko to potwierdził. Czy zatem można uznać "Fire & Damnation" za rozczarowanie? Raczej nie, choć myślę że gdyby Niemcy wydali ten album rok temu, to dałbym mu wtedy wyższą notę. De facto i wtedy miałby dosyć mocną konkurencję, ale przynajmniej znalazłby się w tej samej kategorii wagowej co Onslaught i Mortal Sin. Niestety "Fire & Damnation" do płyty rewelacyjnej trochę brakuje, zamiast tego otrzymaliśmy bardzo dobry i solidny thrash, którego miło się słucha i przy tej wersji pozostańmy.
Ocena:8/10
Tracklista:
01.Fire & Damnation
02.Vermin Of The Sky
03.The Weakest Limb
04.A New Morality
05.Waking The Fire
06.Fallen Saint
07.Crushing Point
08.Devil Chaser
09.I Dare You
10.Tribal Furies
Wydawca: Metal Blade Records (2012)
jedras666 : Sam też uważam, że nie najlepiej mi to wyszło. Po prostu byłem tro...
Harlequin : a zaraz obadam i poprawie :) Jędras => obczaj sobie taką thrashow...
Yngwie : No każdemu się może zdarzyć. Ją lubię skomplikowany język i...