Dziś dowiedziałem się, że włoska scena electro nie należy do najbardziej cenionych. Choć Ensoph nie jest przedstawicielem elektronicznego grania sensu stricte to ma z nią sporo wspólnego. Sęk jednak w tym, że czwarty album Włochów to dzieło co najmniej bardzo dobre, które niejednemu fanowi ambitnej muzyki przysporzy wiele radości. Jeśli ktoś pamięta i zna album "In A Flesh Aquarium" kanadyjskiego Unexpect, który został wydany trzy lata temu, ten moze uznać "Rex Mundi X-Ile" za bardziej zelektryfikowany odpowiednik tamtego albumu.
Gdybym miał komuś najprościej opisać to, co stworzył tu Ensoph, to powiedziałbym, że jest to taki The Kovenant z okresu "Animatronic" tyle, że w wydaniu bardzo progresywnym. Włosi bardzo odważnie połączyli ciężkie, aczkolwiek bardzo chwytliwe gitarowe granie z potężną dawką elektroniki. Gdybym miał wskazać jakieś skojarzenia z reprezentantami ciężkiego grania byłyby to wspomniane The Kovenant (ze względu na dość cybernetyczny charakter muzyki), Dimmu Borgir z okresu popuratyńskiego (ciężar, oraz motoryka gitar), kanadyjski Martyr (za bardzo mechaniczne, ale jakże urzekąjace partie basu), Cradle Of Filth (z powodu okazjonalnego, skrzekliwego wokalu oraz podobnej pracy perkusji w szybszych momentach) oraz ostatni Septic Flesh ze względu na potężne, ale i zimne granie. Jeśli jednak ktoś już myśli, że mamy do czynienia z kolejną grupą próbującą coś sklecić z cudzych pomysłów, ten się myli. Powyższe porównania są tylko po to, aby przybliżyć trochę to, co usłyszymy na tym albumie.
Włochom udało się bowiem skomponować utwory bardzo bogate aranżacyjnie, może i trochę chaotyczne pod względem struktury, ale na pewno urzekające. Czyste wokale przemieniają się z melodeklamacjami, damskim wokalem, operowym śpiewem i blackowym skrzekiem, plumkający bas kontrastuje z mocno wyeksponowaną warstwą keyboadu, zaś perkusista swobodnie przechodzi od blackowej łupanki po modernmetalowe, synchroniczne granie.
Elektronika w ogóle tutaj robi wrażenie, gdyż zestawione zostały dwa zupełnie kontrastujące ze soba stylistyki - pseudokabaretowe pianino z wszelkimi industrialnymi samplami i loopami nadającymi muzyce bardzo odhumanizowanego charakteru. To chyba właśnie ta warstwa elektroniczna stanowi w dużej mierze o sile tego wydawnictwa, choć zaaranżowanie utworów w taki sposób tyczy się wszystkich partii instrumentalnych. Jedyną rzeczą, którą grupa mogła sobie odpuścić, to profanacja "Would?" Alice In Chains. O ile początek brzmi intrygująco, to im dalej, tym gorzej.
Wracając jednak do wspomnianego na początku Unexpect - Włosi nie posunęli się tak daleko z nonszalancją i stylistycznym miszmaszem. Chociaż ich utwory są niemniej bogate pod względem ilości tematów, to na pewno jest to muzyka bardziej strawna, w której doszukamy się skocznych harmonii czy niezłych melodii. Tym razem nie odczujemy tu teatralnego rozmachu. Również od strony instrumentalnej poziom połamania tych utworów ustępuje poczynaniom szóstki Kanadyjczyków.
Podejrzewam, że nie każdy polubi ten album, bo to nie jest muzyka łatwa. Szczerze jednak polecam "Rex Mundi X-Ile" zarówno fanom elektronicznych brzmień jak i miłośnikom gitarowego grania, bo Ensoph dostarczył kawał świeżej, pomysłowej, oryginalnej muzyki.
Tracklista:
01. Evil Has Found A Servant
02. Dance High & Shine, Shiva!
03. Shame On You!
04. Splendour & Majesty
05. In Cinere Et Cilicio
06. The Whore & The Ashetist
07. Thir(s)ty Pieces Of Silver
08. I Hear A Voice
09. 9Xs
10. Disciplina Arcani (Un Canto Per Lesilio)
11. Ho Visto Dio
12. Would (Bonus Track)
Wydawca: Cruz Del Sur Music (2009)
Harlequin : Nie no - co by nie mówić Ensoph zamieszał jednak troche :) bardzo mi is...
mefir : od czasów puszka okruszka, nic mi tak łatwo nie wchodziło ---- dziwne...
Harlequin : i tak nowy Mastodon nasra na wszystko z góry 8) EDIT: zgadzam sie...