Zakłopotany i przestraszony zrobiłem to właściwie już po pierwszym przesłuchaniu krążka. Niby poruszamy się po terenach dobrze mi znanych. Po obszarach, które Aluk Todolo penetrował na tyle mocno, że wydawało mi się, że już nic się na nich nie ugra. Zlekceważyłem ich, ale wpływ na to miała ich dość przeciętna ostatnia płyta Finsternis. To był błąd, tym bardziej, że Francuzi zwerbowali do swoich wojennych działa austriackie jednostki trudniące się dokuczliwą industrialną partyzantką. A to właśnie nie do końca skoordynowane ruchy Der Blutharsch, wpływają na zupełną dezorientacje słuchacza.
Potworne nagromadzenie pomysłów brzmieniowych i aranżacyjnych wymyka się percepcji człowieka, który nie chce się wysilać przy słuchaniu. To album enigmatyczny, tworzący wokół siebie własny autonomiczny świat. Ale wystarczy chwila poświecenia, wystarczy w kierunku tej muzyki wyciągnąć palec, a wciągnie nas po same uszy. Wydaje się wam, że w środku będzie komfortowo i przyjemnie? Tutaj też, wojna trwa w najlepsze – bitwa z samym sobą. Cóż, niewątpliwie trudno jest się w tym wszystkim odnaleźć. Trudno się też spodziewać, że taka muzyka odniesie sukces, kiedy to w głowie słuchacza kołacze się milion sprzecznych myśli. Z łatwych do przyswojenia utworów, będą dobiegały apokaliptyczne dźwięki piłowania strun. Z nośnych,przyjemniej kojących jazzowych struktur, wystrzelimy w chory nerwowy, narkotyczny gitarowy trans.
Tracklista:
01. A Collaboration I02. A Collaboration II
03. A Collaboration III
04. A Collaboration IV
Wydawca: WKN (2011)
Madame-Industriale : Zatem egzystujemy w nieco innych muzycznych przestrzeniach. Co do tych zra...
Ignor : To ostrzeżenie przed "powierzchownym" słuchaniem tej płyty, kilka osó...
Madame-Industriale : Jakiż to sukces masz na myśli? Jeżeli zależy Ci na milionach sprzedany...