Czym różni się koncert post-metalowy od, dajmy na to, thrash metalowego? Po wlaniu w siebie kilku piw i wyrażeniu chęci pogowania na tym pierwszym na pewno napotka się opór. Pod sceną zamiast młynka będzie stała grupa ludzi specyficznych, zahipnotyzowanych, ślepo oddanych wielowarstwowej ścianie dźwięków. Do tej wąskiej grupy należy nasze rodzime Blindead, a ja, jako fan poprzedniego wydawnictwa grupy, Affliction XXIX II MXMVI, postanowiłem dokładnie przesłuchać i opisać nowy album zespołu.
Oryginalność muzyki oraz różnorodność wrażeń dostarczanych z każdym kolejnym przesłuchaniem wymagała nieprzerywanego przez inną muzykę obcowania z albumem. Dopiero po kilku dniach oraz kilkunastu przesłuchaniach można zebrać myśli oraz dokładnie i rzetelnie napisać, czy Absence jest albumem... no właśnie, jakim?
Dzień 1
Wkładając płytę do odtwarzacza pamiętałem niepokojące dźwięki wylewające się z głośników przy okazji każdego odsłuchu Affliction. Całość kompozycji nowego tworu grupy z Pomorza otwierają dźwięki gitary akustycznej, chwilę później dołącza wokal, powoli przechodząc do fenomenalnego refrenu. Od pierwszych dźwięków opisywanego a3 zauważalna jest ogromna krecha, którą muzycy Blindead postanowili oddzielić swój nowy styl od tego znanego z poprzednich albumów. W całości kompozycji mniej słychać wpływy muzyki post-metalowej, poszczególne utwory są nasiąknięte tendencjami progresywnymi. Po pierwszych przesłuchaniach na świeżo można powiedzieć, że zespół nie brzmi już tak, jak ten zerwany z łańcucha, wściekły Blindead z 2010 roku. Czy to źle? Absolutnie nie. Muzykom nie brakuje finezji, a nietypowe patenty na utwory można uchwycić w momentach takich, jak liryczne, podzielone na dwa wokale n4 czy też awangardowe c7, którego sporą część stanowi free-jazzowe solo na saksofonie. Zauważalna jest ogromna głębia i bogactwo instrumentalnej strony albumu, a każde przesłuchanie niesie ze sobą nowe odkrycia. Po pierwszych kilku odtworzeniach odczucia są jak najbardziej pozytywne.
Dzień 2
Po pierwszym świetnym odczuciu przyszła pora na test spacerowy, wszak nic nie uzupełnia klimatycznej muzyki tak, jak przyroda i wciąż zmieniające się przed oczami obrazy (w końcu z jakiegoś powodu koncerty post-metalowe obfitują nierzadko w wizualizacje, prawda?). Drugi dzień jest również okazją do zauważenia większej ilości szczegółów w kompozycjach na nowej płycie Blindead. Od pierwszych dźwięków słuchacz zostaje wręcz zmiażdżony ilością detali, profesjonalizmem i harmonią, jaką tworzy każda nuta. Instrumentalnie jest to już inny zespół – bardziej precyzyjny, dojrzały, czystszy w brzmieniu. Nie króluje tu mocny przester, ściany dźwięku i ambientowe wstawki, a proporcje użycia wszystkich instrumentów są o wiele lepiej wyważone. Przede wszystkim zauważyć można uwypukloną rolę basu – jest to zasługa nowego nabytku w składzie Blindead, Matteo Bassoli, który, jak mówili członkowie formacji w wywiadach, wniósł do zespołu wiele ciekawych pomysłów aranżacyjnych. Jego dodatkową zasługą jest fenomenalny, czysty wokal, który dość często towarzyszy śpiewowi Patryka Zwolińskiego. Naturalnie, wciąż jest ciężko i intensywnie, ale mniej jest tutaj charakterystycznego dla sludge'u brudu, riffy są bardziej techniczne, częściej można spotkać czysty wokal. Uwagę zwraca duże znaczenie instrumentów klawiszowych, efektów gitarowych czy też wprowadzenie jakiegokolwiek groove'u (vide początek b6, gdzie po intrze pierwsze skrzypce odgrywa gitara basowa z perkusją). Treści o takiej przestrzeni, dające wielkie pole do popisu własnej wyobraźni sprawdzają się wręcz znakomicie w trakcie wyżej wspomnianego spaceru, wymagają od odbiorcy maksymalnego skupienia i spokoju. Nastrój albumu słuchacz musi odnaleźć sam, niewątpliwie jest on jakiś, a jaki – to zależy już tylko od indywidualnych poglądów. Muzyka stała się muzyką w rzemieślniczym tego słowa znaczeniu, autorzy zdają się przenieść swoje skupienie na dźwięki same w sobie, a nie na, tak jak poprzednio, muzykę jako prowokatora wyobraźni. Utwory na Absence również łączy koncept, poszczególne utwory jednak sprawdzają się jako odrębne dzieła lepiej niż miało to miejsce w przypadku Affliction. Któreś z kolei przesłuchanie dnia drugiego jest momentem, w którym zaczyna wybierać się faworytów z gęstej atmosfery całego konceptu – stają się nimi niezwykle różnorodny b6 oraz wspomniane wcześniej n4 i c7, które w trójkę stanowią najciekawsze kompozycje na albumie.
Benjamin_Breeg : Dziękówa :)
Glingorth : praktycznie wszędzie śpiewa czystym, gdzieniegdzie jest krzyk, ale growl...
Benjamin_Breeg : "Pod sceną zamiast młynka będzie stała grupa ludzi (...). Do tej w...