Before God z Minnesoty jest zespołem wywodzącym się ze starej skinowskiej kapeli Bound For Glory. Aż trzech muzyków z jej składu postanowiło założyć alternatywny projekt i przyłożyć jeszcze mocniej grając pogański death metal. Ich pierwsza płyta „Wolves Amongst The Sleep” ukazała się w 1998 roku i od razu namieszała na rynku. Wydała ją, może niezbyt znana, ale osadzona w klimacie, niemiecka Sub Zero Records, na płycie i kasecie. Dzięki temu był do niej dostęp w Polsce. Nie pamiętam w jakich okolicznościach, ale gdzieś, kiedyś zaopatrzyłem się w tą kasetę. Pamiętam za to bardzo dobrze, że od razu bardzo mi się spodobała.
Jest to death metal, ale o czystym brzmieniu i chyba można się tu doszukiwać thrashowych naleciałości. Charakterystyczną cechą jest to, że utwory są bardzo różne, mają swoje odrębne akcje, fabuły i oprawę muzyczną. Również teksty są na różne tematy i przez to wszystko każdy kawałek jest odrębną całością. Album przez to jest ciekawy i przykuwający uwagę. Co najważniejsze jednak jest świetny muzycznie i kompozycyjnie. Większość utworów, jak nie wszystkie, to są petardy walące po pysku gitarowo, perkusyjnie i wokalnie.
Historia, polityka, walka i pogaństwo to są tematy, wokół których obraca się Before God. Wszystkie piosenki są o czymś i w większości jest to zilustrowane jakimś zdjęciem lub grafiką. Do utworów historycznych zaliczają się „March Of The Damned” i „Charge”. Pierwszy jest marszowy jak sama nazwa wskazuje, a opowiada o ludziach wygnanych z domu na Syberię, którzy szli w rozpaczy i niepewności ku przeklętemu przeznaczeniu. Utwór muzycznie wprost idealnie skomponowany do kontekstu. Jest podniosły, smutny i dość wolny, w odróżnieniu od „Charge”, który opowiada o szarży kawalerzystów i pędzie w szyku ku śmierci. Politykę mamy w ciężkim i druzgoczącym wokalnie „No Alliegiance” gdzie Before God wypowiada posłuszeństwo Ameryce takiej, jaka ona jest. Walka to same mocne uderzenia w postaci „Wolves Amongst Sheeps”, „Minneapolis Burns”, gdzie miasto obraca się w ruinę i uderzający „Defiance”: „Do you think I’ll watch my culture be destroyed in Vain? NO, NEVER!”
No i zostaje pogaństwo. Jest to otwierający, bardzo mocny „Summoning Of Our Anccestors”, świetny „Rebirth Of The Pagan Man” i przez długi czas delikatny i odśpiewany czysto „Bountiful Life”. W tym numerze jak nagle nadchodzi łupnięcie, to szczególnie wokal jest niszczący i aż wgniata w ziemię. Ale największym pierdolnięciem na tej płycie zdecydowanie jest „Lions, Whips”. Niesamowicie przebojowa i przepełniona nienawiścią pieśń o męce pierwszych chrześcijan, przywodzi na myśl „Lions Den” Morbid Angel i choć jest inna muzycznie to równać się z nią może niechybnie. Kto nie zna niech szybko nadrabia, bo naprawdę warto: „Lions, whips, Judeo-Christians, … LET THE SPECTACLE BEGIN!!!
Na całej płycie znajdziemy mnóstwo fajnych riffów, melodii i solówek, ciężar, wściekłość, ale i momenty akustyczne, duże szybkości i wolniejsze fragmenty. Wszystko dopasowane, poukładane i spójne. Wszystkie numery są zajebiste, a cały album jeszcze lepszy.
Tracklista:
01. Summoning of Our Ancestors
02. No Allegiance
03. Wolves Amongst the Sheep
04. Rebirth of the Pagan Man
05. Bountiful Life
06. Lions, Whips
07. March of the Damned
08. Charge
09. Minneapolis Burns
10. Defiance
Wydawca: Sub Zero Records (1998)
Ocena szkolna: 5
oki : płyta niezwykle wyrazista, która broni się po latach znakomicie a klimat....